Pączki

Pączki

niedziela, 1 września 2013

Piszczał - o dźwiękach wwiercających się w mózg

Piszczał to mój syn. Na chrzcie dostał imię Filip, ale ostatnio najczęściej określany jest słowami: "terrorysta", "jęczał" i właśnie "piszczał". Tak właśnie - taka ze mnie matka. Bo mimo, że ciągle w myślach przywołuję się do porządku, żeby starać się mówić do synów używając jedynie pozytywnego języka i słodkich określeń, to jednak się nie da. 

Specjalnie dla tych, którzy nie mają dzieci opiszę dźwięki wydawane przez Piszczała w jak najbardziej wiarygodny sposób. Kot, który strasznie czegoś chce, sznaucer wyjący nad ranem. Tylko ja te dźwięki słyszę kilkadziesiąt razy w ciągu dnia. Mój syn (kochany, słodki, śliczny...) jęczy. Ciągle jęczy, bo ciągle mnie woła. Woła mnie jak ma jakieś realne potrzeby, to i owszem biegnę na ratunek. Ale woła mnie też tym wwiercającym się w mózg jęko-piskiem gdy się bawi, gdy leży i nic nie robi, gdy potrzebuje widowni, gdy mu się nudzi.  

Weź mnie! Weź mnie! Weź mnie! Leżę tu - weź mnie!


Staram się powtarzać sobie w głowie, że może  to jednak naprawdę jego specyficzny dar, taki swoisty talent muzyczny, który ja istota bez gustu muzycznego tłamszę w zarodku. Może będzie kiedyś słynnym muzykiem..... Może z taką mantrą wytrwam jeszcze troszkę.

Swoją drogą Filipek to naprawdę skomplikowana istota. Nie płacze zbyt dużo i uśmiecha się prawie zawsze, gdy się zbliżę tym swoim najpiękniejszym uśmiechem w rodzinie. Gorzej jak się oddalę choćby na dwa metry. Wtedy jęk. Aby go zrozumieć zakupiłam książkę "Język niemowląt". Czytam i szukam jakiegoś kodu na Piszczała. 

Ps. tata jutro zaczyna rok szkolny. Gratulujemy mu nowej pracy, ale jednocześnie smutno nam. Smutno mi. Znów całe dnie sami - ja, Piszczał i Olo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz