Pączki

Pączki

sobota, 26 lipca 2014

Korporacyjna mama i tata na pełen etat

Oj zamieszało się w naszym Szalonym Pączkowym Świecie ostatnio, przewróciło do góry nogami. Mama zrzuciła mamine garsonki i domowy dres, który na dwa miesiące przybrał tata (nie dosłownie oczywiście). Wszystkiemu winna nowa korporacyjna praca mamy, nieplanowana wcześniej zmiana o 180 stopni i jednocześnie skok na głęboką wodę, bo od razy na 8 godzin dziennie.Tym samym przed Pączkowym tatą stanęło nie lada wyzwanie i od 3 tygodni jest pełnoetatową opiekunką do dzieci. 

Szok ma 4 twarze:
- mama - "aaaaaaa nie mam się w co ubrać do pracy! aaaa nie wstanę o 6:30~!?!"
- tata - "dzieci jedzą co 3-4 godziny?! chusteczki i mleko trzeba kupować w sklepie?! parówki kilka razy dziennie to nie jest dobry posiłek?!"
- Fifi - "będziemy odwiedzać babcie i dziadków prawie codziennie?!? Super!"
- Olo - "gdzie jest mama?!!"

W efekcie pierwszego tygodnia mama była podekscytowana i niewyspana, tata zamęczony na śmierć i przerażony perspektywą kolejnych 7 tygodni, a chłopcy - zdrowi i tak samo szczęśliwi jak przedtem. Tęsknotę za mamą wyrażają siłą przyczepienia się do spódnicy po jej powrocie. Łatwo nie jest chyba nikomu, ale z każdym dniem przyzwyczajamy się powoli do nowej sytuacji. Tata zaczyna już nawet ogarniać porządek i obiady, wszyscy żyją i nikt nawet nie ma kataru. Jest progress (choć akurat w kwestii poziomu wyspania - regress).

Przygoda taty z macierzyństwem zbiegła się z buntem Filipka i powtórką z treningu zasypiania... sprzed ponad roku. Dziecko, które od 3 miesiąca życia zasypiało samo, w swoim łóżeczku, od powrotu z urlopu zdecydowało, że do zasypiania niezbędna jest widownia. Ktoś musi być w jego pokoju póki nie zaśnie - można czytać w ciszy książkę, sprzątać, czy robić cokolwiek, byleby nie wychodzić z pokoju. Każde wyjście za próg kończy się rykiem jakby ktoś obdzierał go ze skóry. Próby przetrzymania go, przeczekania płaczu, uspokajania co chwilę skończyły się fiaskiem i kończyły pobudką zniesmaczonego Olafa. Mama ma więcej zaparcia więc pewnie po kilku dniach dogadałaby się z Fifim i byłoby jak dawniej, lecz niestety tata w tym względzie jest mięczakiem (sory). Z tym, że teraz to on rządzi w domu, więc jego zasady obowiązują - Fifi zasypia, a tata wykorzystuje 20 minut na poczytanie swojej książki o Kliczce. Mama wykorzystuje czas zasypiania na posłuchanie audiobooka. 

Za 5 tygodni maluchy idą demolować żłobek, tata wraca do pracy a mama będzie już śmigać po korporacyjnym świecie jak kadrowa z 25-letnim doświadczeniem. Pewnie czekają nas kolejne zmiany i kolejne wyzwania, ale kto jak nie my ? ;)


wspominki plażowe i sesja z Olafkiem

środa, 16 lipca 2014

Don Juan

O Filipku będzie nieco i jego wciąż zaskakującym mnie czarze osobistym. Generalnie Pącze w jakiś tajemny sposób potrafią zjednać sobie serca nieznajomych, gdziekolwiek się pojawiają. Ludzie nie tylko uśmiechają się do nich na ulicy, ale też otaczają cioteczną, babciną opieką w pensjonatach, restauracjach, hotelu - pomimo, że często w okolicy jest sporo innych dzieci. Nie wiem czy to jedynie czar, czy może jednak takie początki przyszłego potencjału liderów? ;)

Mistrzem wszelkiego podrywu jest jednak Fifi. Olo tym samym wykazuje jedynie kilkusekundowe zainteresowanie przedstawicielami naszego gatunku w swoim wzroście. Bardziej interesują go wszelkie schody, instalacje, zabawki innych dzieci. Fifi namierza cel w postaci długowłosej 2-3 latki i uderza na podryw :) O dziwo gustuje raczej w długowłosych ( może podobnie do połowy dorosłych niedzieciatych nie umie rozróżnić krótkowłosych dziewczynek od chłopców?). Z reguły biega za dziewczynkami, zaczepia, zagląda im w oczy. Lub wręcz odwrotnie - daje się podrywać płci przeciwnej, udając pozorny brak zainteresowania. 

Co zabawne, to właśnie na Fifiego "laseczki" zwracają uwagę najpier, a dopiero potem na Olafa. Mamy na koncie nawet sytuację, kiedy to w trakcie spaceru, na środku chodnika podbiegła do nas dziewczynka na oko 3- letnia i z zaskoczenia pocałowała Don Juana w same usta, ku przerażeniu obu matek ( i zdziwieniu Fifiego :P )

Poniżej dowody :)

Braciaki wyrywają w piaskownicy :) 


Na celowniku sąsiadka z pietra wyżej i podryw na skate'a


Na wawelu Fifi też upodobał sobie różową dziewczynkę

Rośnie nam Don Juan :) Coś czuję, że będzie wesoło w przyszłości

sobota, 12 lipca 2014

Urlop z dziećmi, czyli rozrabiamy za granicą

Długo było u nas cicho i smętnie, a wszystko z powodu rodzinnego wyjazdu na Rodos i braku darmowego, lub chociaż taniego internetu.   Nie wiem kiedy uda się nadrobić blogowanie, bo po powrocie z urlopu wszystko się toczy jakoś dwa razy szybciej. 

Urlop zaplanowany już w lutym wypadł całkiem udanie, oceniając w skali od 1 do 10, możemy dać nawet 7 (wybredna jestem wiem). Ciężko tak naprawdę odpocząć z małymi dziećmi w trakcie wyjazdu za granicę. Choć oczywiście zależy jakie kto ma dzieci, ile ich ma i w jaki sposób lubi odpoczywać. Specjalistką w tej kwestii nie jestem, ale w moich kategoriach doskonałego odpoczynku urlopowego mieści się min. 1-2 wycieczki po odwiedzanym terenie, eksploring najbliższej okolicy (taki harcerski zwiad po mieście mam we krwi), wyspanie się chociaż do 10:00, min. 1 przeczytana książka na leżaku z połową ciała w słońcu (górna połowa słońca nie lubi) i dużo dobrego jedzenia, przygotowanego przez kogoś innego.  Z powyższego opisu udało mi się zrealizować ostatnie (choć jedzenie jakoś super przepyszne nie było) i po części kwestie książki ( wielkie dzięki za audiobook z Grą o Tron! Paul - niestety słuchany w pokoju w trakcie drzemek a nie na leżaku :( ). 

Nikt nie korzystał z bujaka na patelni więc babcia go nam "podarowała" na wyłączność :)

Chlapacze :) Nasz basen, nasze zasady!

Plaża przed hotelem




Pewnie mój małżonek (małży nie uświadczyliśmy :P) spytany o jego wrażenia urlopowe byłby dużo łaskawszy i zadowolony, ale tak jak już pisałam - ja jestem mega wybredna i zrzędliwa i niestety to na mnie skupiło się więcej dzieciatych obowiązków w trakcie urlopu (choć wielkie dzięki mężu za zwolnienie mnie z większości nocnego wstawania na mleko :P). 

Hotel dla samych dorosłych spełniałby oczekiwania w pełni - czysto, wcale nie tak głośno i jedzenie też znośne, a do centrum miasta Rodos blisko autobusem. Miłośnicy aktywności czy wieczornych wojaży i animacji mogliby być nieco zawiedzeni, ale zawsze można było podjechać do miasta w tym celu. 

Bardzo ciekawy sposób zwiedzania Rodos i okolic. 45 minut jazdy to wykonalne nawet dla Pączy


Niestety jako rodzina z dziećmi nie do końca byliśmy zadowoleni (a może to tylko ja nie byłam?). Brodzik dla dzieci okazał się zbyt głęboki i bez zejścia dla docelowych użytkowników, plac zabaw zawierał 4 atrakcje na łące przypominającej patelnię w samym słońcu (upodobany przez Panie nudystki nie wiem czemu), a jakiegokolwiek pokoju/sali zabaw w całym hotelu brak. No cóż. Dobrze, że razem z Pączkową babcią zaopatrzyłyśmy małych urlopowiczów w prywatny basen, 2 piłki, 2 koła do pływania i wykazywałyśmy się kreatywnością zabaw na balkonie i w pokoju hotelowym. Sporo też wędrowaliśmy w 6 ( Pączki, rodzice, babcia i wujek Maciek) po okolicy i do miasta autobusem (na ile wózki i cierpliwość jeżdżących pozwalała). 

Przegląd plażowych kamieni z babcią


Bardzo sprawnie minęła nam 3 - godzinna podróż samolotem - w obie strony chłopcy przespali 2/3 lotu więc mimo braku dla nich osobnych miejsc jakoś udało nam się wytrwać. 





Wniosek urlopowy do zanotowania na przyszły rok -  miejsca urokliwe na pocztówkach typu Rodos - lepiej zwiedzać w trakcie romantycznego wypadu we dwoje. Lub podjąć próbę nr 2 i wyszukać miejsce bardziej przyjazne dla rodzin z dziećmi. Choć nadal dla mnie przebywanie z małymi dziećmi w takich miejscach, które kuszą wycieczkami na rajskie plaże i wyspy i rejsami itp., z których to opcji nie mogłam skorzystać - to po prostu jedynie powód do doła i samookaleczeń. Ludzie wracali do hotelu z jakiś mega fajnych wycieczek fakultatywnych a my... tylko siąść i płakać z żalu. Lepiej się nie wystawiać na takie pokusy.

Wróciliśmy mimo wszystko wygrzani słońcem, opaleni i nacieszeni urlopowym luzem ( bez pracy, służbowych telefonów itp).