Pączki

Pączki

wtorek, 28 października 2014

Żarłoczne Pącze, ja siam i ja koniecznie z bratem

Zachodzi u nas ostatnio dziwna zależność - Pączki tracą na wadze i wyciągają się w górę, jednocześnie pochłaniając niewyobrażalne ilości jedzenia. Może odkryli sekret na miarę Św. Graala - idealna dieta polegająca na pałaszowaniu wszystkiego w dowolnych ilościach. Po powrocie ze żłobka ( czyli po śniadaniu, II śniadaniu, obiadku i podwieczorku - wszystko w 7 godzin!), prawie rzucają się na wszystko, co tylko zaserwuje mama. Brak faworytów i gustów - nie liczy się jakoś a ilość na talerzu ( i częstotliwość serwowania ;) Chwilami zastanawiamy się, czy w żłobku jedzonko znajduje się jedynie na rozpisce na ścianie?!, czy dzieci jednak dostają je w realu?! ;) a może to tylko moje dzieci są takie żarłoczne ostatnio? ;)



Żarłoczne Pącze wykazują w ostatnich tygodniach wiele innych sprzeczności. M.in. jednocześnie wszystko chcą robić samodzielnie - "jeść ja swoją łyżką a nie mamy!" ( w wolnym tłumaczeniu na polski bo w oryginale "aaaaaaaaaauuuaaaa"), "ubrać spodnie ja sam!" ( dosł. "jaaaaaaaaaaaaaaaa, daj daj daj daj!"), "pić z dużej szklanki Olo chce! (dosł. "jaaaaaaaaaaaaaaaaaa"), "Fifi sam wejdzie po schodach na III piętro" ("jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa"). Z drugiej strony ich poczucie samodzielności i indywidualności idzie w zapomnienie, zawsze gdy próbuje się ich rozdzielić. Oluś ma w żłobku zajęcia z fizjoterapeutą, więc na wycieczkę do pani zabiera zawsze brata. Fifi na spacer do logopedy ciągnie za sobą Olafka, w końcu w jego ocenie brat też słabo się komunikuje ze światem. Są wręcz nierozłączni. Nawet na karnym jeżu ( dosł. karnej podłodze) zawsze odpokutowują w zestawie Olo+Fifi. Jeden siedzi za karę, drugi natomiast dla towarzystwa. W żłobku panie specjalnie dla nich prowadzają dzieci w parach do toalety, do umywalni itd. Braciaki nie dają się rozdzielić. W sytuacji, gdy Olo został półtorej godziny wcześniej odebrany przez babcię (wizyta u lekarza), Filipek cały ten czas przesiedział płacząc pod drzwami. Jego brat natomiast musiał być siłą wyniesiony z budynku bez brata, mimo głośnego wrzasku, że jeszcze Fifiego babcia zapomniała.

Wcześniej pytana o to, czy bliźniaki zawsze są nierozłączne, byłam w stanie podać wiele przykładów, w których chłopcy przebywali osobno bez płaczu - wizyty Filipka u fizjoterapeutki 2 razy w tygodniu przez kilka miesięcy, wycieczki Olafka z mamą na zakupy, czy na hufcowe zebranie. Teraz jak widzicie sytuacja ma się zgoła inaczej. Mimo, że Olafek częściej ma powodów, aby urwać się ze żłobka (gorączka, biegunka itp), odebrać trzeba niestety oba egzemplarze i podwójnie prosić babcię o podwójne wsparcie.

Z takim "zimnym elbląskim" ;)



Ps. cicho u nas bo gorączka była, potem biegunka, potem katar a potem kaszel i tak minęły nam trzy tygodnie. 4-5 godzin snu na dobę, zwalały nas z nóg o 21:00, bez sił na blogowanie. Cudem pączkowy tata opuścił dopiero 1 dzień w pracy, mama też aż 1 w ciągu 4 miesięcy w nowym corpo świecie. Babcia niestety opuściła już pewnie z tydzień ze swojego prywatnego życia. 

z wujkiem Marcinem jeszcze przed fryzjerem 





poniedziałek, 6 października 2014

Tatuny

Na początek cofnijmy się o jakieś 2 lata wstecz, kiedy to M. i T. z nadzieją wpatrywali się w ogromny monitor u ginekologa, zaciskając kciuki z nadzieją na Hanię i Julkę. Kiedy już po 2 minutach Hania na 100% okazała się Olafem a Julka na 70% Filipkiem - wszystko automatycznie stało się jasne. Mama będzie miała przerąbane. Do końca życia nie zwycięży w żadnym domowym głosowaniu. I mimo, że jak się mówi - nadzieja zawsze umiera ostatnia - nawet trzymanie kciuków podczas ostatecznego rozwiązania, nie odmieniło już losu zapisanego w gwiazdach. Mama została rodzynkiem, lub rodzynką technicznie rzecz biorąc.

Co prawda pierwszy rok życia Pączków został praktycznie zmonopolizowany przez rządy mamy, ale praktycznie zaraz potem zainaugurowany został "czas taty". Mężczyźni pobyli razem 2 wakacyjne miesiące i zintegrowani na całego, zaczęli na każdym kroku trzymać sztamę. Tata wracający do domu, jest witany okrzykami radości i wiwatami. Tatę wychodzącego do pracy żegnają zawodzenia i płacze. Tata jest generalnie najważniejszy :) A mama dzięki temu (nieco zazdrosna) może w końcu trochę odpocząć i częściej wyrwać się gdzieś z koleżankami. 

Wieczory u Tatusia są wyjątkowe


Tatuny przebywając sporo ze swoim Stwórcą, zaczynają przejmować jego nawyki i gusta. Filipek wykazuje coraz większą miłość do piłki i kopania wszystkiego co jest obłe, okrągłe, lub co da się kopnąć małą prawą nóżką. Razem z Olafem kipią też energią (co mają zdecydowanie po tacie, bo mama to raczej miłośnik romansu i wygodnego fotela). Żeby efekty erupcji energii nie były widoczne na ścianach i domowych sprzętach, mama z tatą dwoją się i troją w wymyślaniu energetycznych wyzwalaczy. W ruch idzie nie tylko piłka, ale też wszelkie wyścigi, ganiacze, biegi z przeszkodami, a od dziś jeszcze... hulajnogi. Ci prawda zamierzaliśmy je zakupić wiosną, ale jedna niespodziewanie spadła nam w prezencie od ciociobabci. Drugą, mama zmęczona bitwą o nową zabawkę, pojechała na sygnale kupić najszybciej jak się dało. Po instalacji oświetlenia niezbędnego w hulajnogach zimą, oba sprzęty świecące i migające śmigają obciążone uśmiechniętymi Pączkami :) Tyyyyyle radości dla całej czwórki: tatunów, taty i rodzynki ;)

Olafkowa hulajnoga po tuningu, wzbogacona o niezbędne oświetlenie ledowe 

Filipkowa hulajnoga oryginalnie ma świecącego koguta z tyłu