Piątek piątunio już jesteś! Tak - mimo, że nie pracuję ( jeju już od...jakiś 10 miesięcy!) też czasem z radością wyczekuję piąteczka. Oczywiście głównie w tych tygodniach, w których w ogóle ogarniam jaki jest dzień tygodnia, czyli czasem.
Za nami intensywne dni pod znakiem wielu spraw równocześnie, więc kalejdoskopowo:
- lekarze - wizyty kontrolne - ortopeda chłopcy, chirurg Olafa, rehabilitacje Filipa ( metoda NDT), ortopeda Tomka ( kontuzyjnie jest :( ), USG ja - i to wszystko w ciągu 4 dni! Baj de łej nie udało się potwierdzić teorii jakoby w brzuchu został mi trzeci bliźniak powodując 7 kilową nadwagę :P
- meble przyjechały - czas przygotowań domu do intensywnego etapu rozkładu przez Pączkowanie oficjalnie rozpoczęty! Meble z wersji niższej niż stojący Olaf pojechały na wakacje do Agroturystyki w Pilonie. Nowe wyższe, pakowniejsze i stabilniejsze komody, kredensy itd. same nie chciały się poskładać :( w ruch poszła szwagrowa wkrętarka i ślubne wino z Mołdawi i w dwa wieczory już stoją. W tym miejscu przeprosiny dla sąsiadów za młotek i wkrętarkę o 1 w nocy. ( foteczki jak skończę dziś rozpakowywanie )
- goście przychodzili więc nie bardzo było kiedy blogować. Wielki plus indiańskich gości to gofery z myszką miki z odkurzonej po miesiącach gofrownicy. I w sumie paluszki znalezione za kanapą w momencie chcicy na chrupanie. Dzięki Hanka za ukrycie ich na później ;)
- wycieczka instruktorska do Warszawy się przygotowuje z moją pomocą w każdej wolnej chwili
- i na domiar złego kilka dni lało, więc 1 spacer w ciągu 4 dni, skończony w ulewie i katarem moim ( na szczęście moim).
Zgodnie z teorią Olafa wszystko da się włożyć do mordki.
To co Filip lubi najbardziej - nicnierobienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz