Pączki

Pączki

piątek, 29 listopada 2013

KataRstrofa i strajk ostrzegawczy

Ostatnie dni w Pączkowym królestwie mogą zostać określone jednym słowem - katar. Katar króluje już nie tylko u Olafa, który zaczął kaszlem i katarem komunikować się ze światem w zeszły piątek, ale również u Fifiego ( pociągającego i kaszlącego od kilku dni) i niestety u mnie. Z tej całej całuśnej miłości - czułości mamino-synowskiej u mnie też pojawił się katar i złe samopoczucie.  Na szczęście Olo powoli wygrzebuje się z kryzysu, Fifi ewoluował do kaszlu mokrego, więc na horyzoncie powoli powoli majaczą znów przespane noce ( oby!!). Tyle o chorubskach, bo w końcu jesienno-zimowy klimat od przeziębień nie stroni i pewnie co czwarty post wypadłby zakatarzony.

Kolejnym newsem z ostatnich dni ( dwóch dokładnie) jest ogłoszenie w królestwie strajku ostrzegawczego. Moje związki zawodowe się nie spisują, więc sama musiałam wziąć sprawy złego traktowania przez współpracowników (współpracownika w sumie) we własne ręce. Ciekawe za ile dni/tygodni mój mąż odkryje, że od dwóch dni programowo nie sprzątam. Taki konkurs - czy wtedy, gdy zabraknie mu gaci i skarpet? Czy jak odkryje niemożność zrobienia kawy z braku czystych kubków? A może, gdy drogę do łazienki zagrodzi mu półmetrowa kula zbita z kurzu i piachu?

Czego się oficjalnie domagam? 
  • minimum wdzięczności (premii słownej lub rzeczowej? udziału w zyskach firmy? 
  • wsparcia ze strony współpracowników ( jakaś partycypacja w codziennych obowiązkach?)
  • urlopu ( wypracowałam już w ciągu 8 miesięcy chociaż przydział jednego całego dnia wolnego albo jeszcze lepiej jednej ciągiem przespanej nocy?)
To chyba nie dużo. Strajk trwa. Niczego nieświadomy mąż żyje w przekonaniu, że jest normalnie. Czekamy na rozwój zdarzeń. W drodze wyjątku ogarniam Pączki, ich codzienny syf i potrzeby. W końcu z ich strony otrzymuję codzienne oznaki wdzięczności :)

Zobacz jak się ładnie bawimy razem :)


"Zobacz mama - pierwsza piłka" 

wtorek, 26 listopada 2013

Studniówka

Dokładnie dziś wieczorem mija 100 dni od pierwszego postu na blogu klonyimy :) Z tej okazji razem z całą Pączkową rodziną (Olo, Fifi, ja i Tomek) dziękujemy Wam wszystkim za odwiedzanie naszego wirtualnego pamiętnika :) Gdyby nie Wasze zainteresowanie, nasz ekshibicjonizm nie miałby sensu i równie dobrze mogłabym wrócić do zwykłego papierowego pamiętnika. 

Olo: "cześć ludzie" kto mnie tam podgląda??


Obiecuję jeszcze więcej interesujących czytadełek do porannej kawy lub wieczornego kakao. Będzie ckliwie, romantycznie, dramatycznie, kupastycznie ;), i słodko jak na Pączkowy świat przystało :) Tylko zostańcie z nami :)

Troszkę statystyk dla ciekawskich:  w momencie pisania posta:
  • łącznie odwiedziliście nas 6 734 razy! w ciągu 100 dni!
  • to średnio prawie 68 wejść dziennie
  • najpopularniejszy post to jeden z pierwszych double trouble ( 503 wejść) a następnie wywiad z Filipem Sambor (239 wejść)  i wywiad z Olafem Sambor ( 178 wejść)
  • aż 5553 wejścia z Polski, ale też 430 USA, 179 WB, 104 Norwegia (?!), 100 Rosja (?!), 65 Hiszpania (?!), Niemcy, Irlandia, Ukraina i ... Belgia :) SUPER :)
  • ten post będzie 47 postem (wiedziałam, że jestem płodna, ale nie sądziłam, że tak dobrze płodzę posty :P) 
  • komentarzy pod postami powstało aż 45 
Fifi: "Ja tam lubię jak wszyscy na mnie patrzą ;) "

piątek, 22 listopada 2013

Zombi i tata na wyjeździe

To będzie szybki post o zombi. Szybki bo już 22:00 a mój plan zakładał pójście dziś o tej godzinie spać. O zombi bo ... zawsze lubiłam zombi?!! To też. Również dlatego, że ostatnio zamieszkały u nas zombiludki. Moja przyjaciółka nazywa elbląskie zombi - zombląngi i to także pasuje do obecnej sytuacji w naszym domu.

A więc zomblągami jesteśmy Tomek i ja i w całkiem inny sposób również Pączki. My - dorośli wyssani z energii życiowej przez zęby pączkowe, których nie ma, chodzimy po świecie jak prawdziwe zombi. Wszystko przez chroniczny brak snu, a właściwie ciągłe pobudki. Wstajemy teraz po kilka/kilkanaście razy w nocy. Choć oczywiście najczęściej budzę się ja, po czym zwykle nie mogę zasnąć przez 30 minu/godzinę/półtorej. Tomek też od dwóch tygodni przemieszcza się na trasie dom-praca 1- dom - praca 2 - dom dzięki autopilotowi zaprogramowanemu w naszym aucie. ( lepiej unikajcie tras po których jeździ złowieszczy zombi).

 Ja z tego niedospania zaczynam mieć objawy przedwczesnej starości i sklerozy. Dziś już nawet zapomniałam, że poszłam do apteki po środki nasenne i wróciłam z milionem innych rzeczy za 90 zł. Notorycznie zalewam cukierniczkę pełną cukru zamiast herbaty, gotuję zupę bez ziemniaków ( co odkrywam po ugotowaniu dopiero), zasypiam na ławce na spacerze itd. 


A tu zombi Olo namierza motyla...

...a tu go dopadł i dziabnął. I tak kilkanaście razy. Biedny motyl.

Jutro pewnie nastąpi przełom i jako zombi zacznę się rzucać na ludzi w parku, bo Tomek od 16:00 dziś jest na wyjeździe i wróci jutro w nocy, czyli jeszcze przynajmniej 24 h. Za mną już pracowite Pączkowe popołudnie i wieczór ( Olo między 19:00 a 21:00 obudził się 4 razy z płaczem zębowo-kaszlowym). Przede mną dłuuuuuuuuuuga noc i caaaaały dzień walki z żywiołem ( dwoma ku ścisłości)

Dobranoc i pozdro dla wszystkich, którzy dziś prześpią ciągiem 8 h. 

wtorek, 19 listopada 2013

Zawód matka

Nie pracuję już od ponad 12 miesięcy. Można prawie powiedzieć, że od roku siedzę w domu i nic nie robię. Co prawda, jakby mi ktoś sprzedał takie stwierdzenie prosto w twarz, to bym mu pewnie w pierwszym odruchu sprzedała płaskiego lub mojego słynnego prawego sierpowego, który nie jednego już powalił. 

Prawda jest jednak taka, że w sumie od dawna nie wstaję do pracy, nie wypełniam wniosków projektowych ( tu akurat od 7 miesięcy ), nie klepię sprawozdań ( z pominięciem sprawozdania z 2 lat działań organizacji :P ) i nie odliczam dni do żadnych festynów, eventów. I jak mi z tym faktem jest? Hm. O dziwo o wiele lepiej niż kiedyś zakładałam.

Na długo przed ciążą zastrzegałam się, że od początku ciąży nie będę chciała pracować, ale że dosyć szybko wrócę do pracy po narodzinach. Przemęczona nawałem obowiązków i stresów w pracy ( tak - stresów w pracy w ZHP :) bo ja się wszystkim zawsze za bardzo przejmuję), nie mogłam się doczekać ciąży a wraz z nią - wyspania się dowoli, opychania lodami, podróży z cudownym brzuszkiem, czytania książek i oglądania seriali bez głowy zaprzątniętej obowiązkami. Co się sprawdziło? Tylko punkt z książkami i filmami niestety. Resztę bliźniaczo szlak trafił z wielu powodów. ( Sen to było coś czego od zajścia w ciąże nie miałam dosyć do dziś!) Pracy brakowało mi o wiele bardziej niż sądziłam. Nie mogłam się oderwać od zadań, dokumentów, projektów właściwie do końca marca, czy nawet kwietnia, z przerwami na te tygodnie w szpitalu ( gdzie też zdarzało mi się odpalać kompa i pracować). 

Od urodzenia chłopców sytuacja zmieniła się diametralnie. I nie wiem, czy to zmieniłam się też ja, czy to raczej ujawniła się moja prawdziwa osobowość. Czuję się jakbym zmieniła zawód z "kierownik biura" na "matka". I co więcej naprawdę jest mi z tym dobrze. Może powinnam napisać: jeszcze. 

Okazuje się, że mogę realizować się w swojej wielkiej misji wychowania młodych ludzi u siebie we własnym domu. Bez kaca moralnego i bez żalu, że nie robię czegoś wielkiego w życiu, że nie robię chwilowo kariery. Co więcej na co dzień czuję, że to jest COŚ WIELKIEGO i najważniejszego i idealnego właśnie dla mnie. Nie tylko to codzienne ogarnianie domu i dwójki dzieci od strony "technicznej" i logistycznej, ale najbardziej pasjonuje mnie ten ogromny wpływ jaki ja mam na dwóch małych ludzików. 

Ktoś mi kiedyś powiedział, że ja się urodziłam, żeby być matką. Chodziło o moją budowę (nazwijmy to figurą idealną - idealną do noszenia dwójki dzieci i wykarmienia ich :P). Ale z każdym dniem zaczynam wierzyć, że całą sobą jestem stworzona żeby wykonywać z satysfakcją ten "zawód matka". I choć kiedyś będę musiała wrócić do pracy, bo taki jest ten głupi świat/kraj, że jeden mój biedny mąż nas zbyt długo nie utrzyma, tak naprawdę zrobię wszystko, żeby ten moment nastąpił jak najpóźniej. 

Moje codzienne "wyzwania" w "pracy" :)


sobota, 16 listopada 2013

Już jesteśmy w 9 miesiącu życia


Za nami obłędnie intensywny tydzień, a w międzyczasie Pączki jakby nigdy nic, niezauważeni przez nikogo skończyli 8 miesięcy i weszli sobie cichaczem w 9 miesiąc życia. Chociaż "weszli" to oczywiście za dużo powiedziane, bo z tym chodzeniem to ... po kolei :)

Zanim o chodzeniu, będzie o tym, co się zmieniło przez ostatnie dwa miesiące. 

Pączki w końcu siedzą. Olaf już sam i tylko czasem się przewala do tyłu jak odkrywa, że go mama nie asekuruje. Filip potrzebuje jeszcze asekuracji w postaci mamy, bo tylko tak czuje się pewnie. Oparty o łóżko, czy cokolwiek, po chwili wymięka i zjeżdża na plecy (po czym jęczy żeby go ratować). 

Olafek "utylizuje" kartonik po rajstopach :P

Siedzą i jedzą :) Często ( choć niezbyt dużo) jedzą - wszystkie prawie warzywa, owoce, desery, jogurty i chrupki :) chrupki to ich ostatnie odkrycie :) Co nie powiem jako matka poszukująca chwili dla siebie, przyjęłam z przeogromną radością ( oni chrupią, a ja oglądam jeden z wampirzych seriali na kompie).

Filip: "Chrupeczki nie pozwalają jęczeć?!to jęczeć czy chrupać?" ;)

Chłopcy doskonale też dostrzegają swoją obecność, co jest kompletną nowością. Wodzą za sobą wzrokiem, są zazdrośni o zabawki brata, o uwagę mamy i dosyć boleśnie się przytulają. Mam wrażenie, że uczą się od siebie, podpatrują co nowego brat wykombinował. Olo robi papa to i Fifi dzień później macha rączką na "papapa", Filip rozkminił zabawę na leżąco, w odpowiedzi Olo ściąga i też tak umie dzień później. 

A chodzenie? Brak oznak ruchu jakiegokolwiek pełzająco-raczkującego :)


"Bawimy się brat?"

Olo: "Fifi pozujemy ładnie"

 Olo: "Fifi pokaż mi teeeeeeż tę słuchawkę"

"Maaaaamoooo on mi nie chce pokazać!!!"

A tu niżej taki ciążowy gratis, wykopany przez przyjaciółkę. Ujęcie najprawdopodobniej z ostatnich dni przed rozwiązaniem ( około tygodnia) . Z cyklu "uwolnić orkę":P





wtorek, 12 listopada 2013

Liebster Blog Award

Długo czekałam, z odpowiedzią na nominację do Liebster Blog Award od Polly Charm z mamawjuliankowie@blogspot.com. Mimo, że to wyróżnienie bardzo bardzo mnie ucieszyło. Problem z odpowiedzią był bardzo prozaiczny - jestem tak świeżą blogerką, że sama znam zbyt mało blogów, które mogłabym polecić innym. Przez ten czas od nominacji poszukiwałam intensywnie inspirujących blogerów i kilka mogę nominować już dziś :)



Oto zasady zabawy:  "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


A oto pytania od mamawjuliankowie@blogspot.com:


1. Z czym najbardziej kojarzy Ci się Twoje dzieciństwo?



Z wakacjami u babci i dziadka na wsi i z eksplorowaniem każdego zakamarka całkiem niemałej miejscowości w gronie przyjaciół "na zawsze" :)


2. Bez jakiego kosmetyku nie możesz żyć?


Zdecydowanie bez tuszu do rzęs, o czym wiedzą już chyba wszyscy moi prawdziwi przyjaciele :) To taka obsesja, którą chwilowo wyciszyła opcja rzęs 1:1. Inne kosmetyki mogą nie istnieć. 



3. Czego chciałabyś się nauczyć?


Języka greckiego porzuconego w połowie nauki, oraz driftu ( tak to się pisze?). Oba mam nadzieję zdążę jeszcze za młodu.



4. Przepis na cudownie spędzony wieczór wg Ciebie to...


Samotnie - lody, kakao, książka 500 stron i jazz w tle. We dwoje - Spacer po oświetlonym mieście.



5. Jaka muzyka/piosenka dodaje Ci energii?


Oj dużo. Nie jestem wierna żadnemu gatunkowi, ani artyście. Teraz to T.Bednarek "Cisza".



6. Czego najbardziej brakuje Ci z okresu przed dziećmi/dzieckiem? 


Podróży i spacerów. Nie snu, nie imprez, nie filmów, a możliwości wyjazdu do ciepłego kraju zimą chociaż na chwilkę.



7. W jakim sklepie najczęściej kupujesz ubrania dla siebie i dzieci?


Oj teraz to w lumpeksie. Powaga. Sobie nie kupuje nic i nigdzie bo mierzenie rozmiaru 40-42 to dla mnie trauma. Chłopcom nie wiele bo mają pełną szafę ciuchów.



8. Złoto czy srebro?


Złoto pasuje do mnie o wiele lepiej. Gdyby mnie było stać nosiłabym głównie złoto.



9. Twoja największa obawa?


Śmierć, niemoc i starość. Na równi.



10. Jaką książkę polecasz?


Jacek Piekara "Sługa Boży" - cała seria.



11. Jaki jest Twój ideał mężczyzny? 


Typ zarośnięty latynoski macho :) Taki co najpierw całuje a potem pyta czy mu wolno :)

Do Liebster Blog Award wyróżniam blogi:


Oto moje pytania ( choć zakładam, że skoro wymieniłam blogi giganty co niektóre to zrozumiem jak mi nie odpowiedzą :P, ale to bardziej żeby regułom stało się za dość i aby autorki blogów, które dopiero będą gigantami mogły wziąć udział w zabawie)

1. Jaki przedmiot zabrałabyś na bezludną wyspę? ( wymień maks 3 )
2. Kto jest Twoim autorytetem?
3. Jaki film mogłabyś oglądać wciąż i wciąż?
4. Czego obawiałaś się w dzieciństwie? 
5. Gdybyś mogła zmienić imię, na jakie byś je zmieniła?
6. Jakim zwierzęciem byłabyś, gdybyśmy żyli w świecie zwierząt a nie ludzi?
7. Twoje ulubione przyprawy.
8. Coca cola czy pepsi?
9. W którym mundurze mężczyźni wyglądają najlepiej?
10. Gdybyś mogła zamówić sobie sen dzisiejszej nocy to który z popularnych filmów chciałabyś "prześnić", w którą bohaterkę wcielić się we śnie?

Miłej zabawy :)

sobota, 9 listopada 2013

Zapadamy w zimowy sen

Zima idzie wielkimi krokami. I o dziwo nie czuję jej jeszcze w powietrzu i nie widzę w pogodzie. Jakoś tak zaczyna doskwierać mi w serduchu. Czuliście kiedyś w sercu, że zima idzie?

Niby wokół tyle się dzieje ( dobrego i złego niestety), a mnie już powoli dopada zimowy sen niedźwiedzi. Troszkę mnie to martwi, bo w poprzednim - przedpączkowym życiu - łatwo było taką szarą-burą chandrę odegnać na wiele sposobów - wieczornymi spacerami po oświetlonym mieście, wyprawami do lasu z harcerzami, mohito party z koleżankami, małą podróżą zagraniczną lub między miastową chociaż, zakupami do opadnięcia z sił...

A teraz są Pączki, a z nimi milion wręcz powodów żeby siedząc w domu zapaść w jesienno-zimową depresję. Ani czasu na wyprawy, czy nocne eskapady, ani kasy nawet na jeden drobny, maleńki ciuszek z wyprzedaży. Nocne spacery są owszem osiągalne, pod warunkiem, że ktoś lubi spacerować sam. Ja nie lubię niestety.  Nawet z ogromnym brzuchem szlifowaliśmy z T. wieczorami krawężniki po osiedlu lepiej niż dzielnicowy i jego pies. A teraz Pącze od 19 idą spać i rodzice mogą co najwyżej robić rundy po dużym pokoju.

Nawet poranny czwartkowy wypad do Gdańska na kawę na Nowym Porcie i wieczorno-nocny wyjazd na mecz Legii do Warszawy nie poprawiły humoru na dłużej niż dzień. W sumie fajnie było bardzo (głośno, kibolsko), ale do dziś (sobota) z radochy został tylko kac z niewyspania i zarwania dwóch nocy.

Zdjęcie bardzo niekorzystne, ale w sumie ostatnio tak wyglądam jak się czuję.

wtorek, 5 listopada 2013

Ku pamięci..

Właśnie wróciliśmy z pogrzebu kogoś kto był dla mnie i dla Pączków bardzo ważny - naszego ostatniego dziadka (pradziadka), który odszedł 1 listopada. I nie byłabym uczciwa w tym swoim blogowaniu, gdybym nie zapisała tego faktu na przyszłość. W końcu to o wiele ważniejsze wydarzenie niż większość dotychczasowych treści. 

Strasznie mi przykro nie tylko dlatego, że nagle i bez jakichkolwiek wcześniejszych symptomów odszedł bardzo bliski mi człowiek, ale jeszcze bardziej dlatego, że chłopcy nie będą go pamiętać, bo są zbyt mali. Mam nadzieję, że będę umiała im za kilka lat opowiedzieć o wszystkich sytuacjach, w których się nimi opiekował (zawsze bardzo chętnie), nosił na rękach pokazując ogród i przytulał, gdy byli smutni. Mam nadzieję, że zrozumieją jak bardzo ich kochał i cieszył się z pierwszych prawnuków. 

To tyle. Reszta w moim sercu. 

Edward Dobies ( żył 74 lata, 50 lat był mężem, 47 lat ojcem, 28 lat dziadkiem, 8 miesięcy pradziadkiem)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Wywiad z Filipem Sambor

Tym razem na pytania "przewybitnej" dziennikarki mamy odpowiada przyszły śpiewak operowy Filip Sambor. W związku z tym, że nasz gwiazdor ciągle jest w biegu i wprost nie może usiedzieć w miejscu, trzeba było użyć specjalnych znajomości, aby go namówić na zwierzenia. (Czyt. przekupić ukochaną marfefką). 

M: Witaj Filipie. Czy tak mogę się do Ciebie zwracać po starej znajomości?
Fifi: Cześć. Raczej wolałbym żebyś mimo zażyłości mówiła do mnie "prezesie". W końcu jestem ważny bardzo.

Mów mi "prezes"


M: A co jeśli nie dostosuję się do Twojej prośby? 
Fifi: Użyję mojej tajnej broni masowego rażenia tzn. pisko-jęku albo wręcz wersji BETA - ryku!
M: ok ustaliliśmy kto ma większe/głośniejsze argumenty Panie Prezesie

Bobędęryczałijuż!

M: Ustaliliśmy reguły wywiadu, więc możemy przejść do pytań. Panie Prezesie czego Pan najbardziej nie lubi u innych ludzi? Czy jest coś, co Pana szczególnie irytuje? ( jako powszechnie znaną oazę spokoju ;P)
Fifi: Hm. W sumie całkiem sporo rzeczy mnie denerwuje ostatnio ( przez ostatnich 6 miesięcy ;), ale najbardziej, gdy mówią na mnie "mały".W końcu już nie jestem mały tylko całkiem wypasiony.

Tu to byłem mały.Ok - zgadzam się. 2 kg mięsa to jak kurczak świąteczny.


Ale tu już jestem całkiem duży. Widzieliście kiedyś kurczaka 8 kg?!

M: To prawda, nie widziałam jeszcze 8-kilogramowego kurczaka. Interesuje mnie bardzo, co Pan Prezes robi w wolnym czasie? Czym zajmuje się Pan wtedy, gdy nie trenuje Pan śpiewu operowego?
Fifi: W wolnych chwilach wędruję. Uwielbiam przemierzać dziesiątki kilometrów na wysokości jakieś 1,5 metra. Podziwiam wtedy widoki, gimnastykuję się i wyrywam laski na specjalnie wyćwiczony uśmiech.


spaceruję na wysokości

M: Czy może nam Pan Prezes zaprezentować ten swój słynny uśmiech " na laski"?
Fifi: Proszę bardzo. Prosisz - masz. 


Tadam :)

M: Dziękujemy za prezentację, pewnie oczarował Pan Prezes wszystkie "laski" czytające nasz wywiad. Na koniec chciałabym porozmawiać o autorytetach. Czy ma Pan jakiegoś idola, na którym się Pan wzoruje?
Fifi: Idol.. Jeśli chodzi o kogoś kogo ubóstwiam i na kogo uwielbiam patrzeć - to jest to mój tata. On jest moim idolem. 

Tak się cieszę, gdy tata pojawia się w pokoju. Nawet po 10 minutowej nieobecności.

M: Dziękuję za emocjonującą rozmowę i mam nadzieję, że uda nam się jeszcze porozmawiać, między jednym koncertem operowym, a drugim.
Fifi: Nie wiem, nie wiem. Śpiew zajmuje mi w sumie prawie cały dzień. Ledwo mam czas na spanie i jedzenie. W końcu jeszcze nie słyszeli mnie sąsiedzi klatkę obok :)

Dziękuję i zapraszam na najbliższy koncert jutro. Godzina? Obojętnie - koncertuję 8 h.





niedziela, 3 listopada 2013

Wywiad z Olafem Sambor

W dzisiejszym odcinku zapraszamy Państwa na niedzielny wywiad z przyszłą gwiazdą koszykówki Olafem Sambor :) Będzie odpowiadał na pytania wybitnej dziennikarz - swojej mamy :P

"Jestem gotowy i skupiony - pytaj o co chcesz".

M.: Na początek powiedz nam jak się dziś czujesz Olafie po długim weekendzie?
Olo: Średnio dziś, jakieś muchy mi w nosie przeszkadzają i chyba jeszcze troszkę pobuczę po wywiadzie, a co mi tam. Poczekam tylko aż skończymy rozmawiać.

                                               

 Tak wyglądam z muchami w nosie

M.: Olafie, jak wiemy zajmujesz się zabawą na etacie. Opowiedz nam więc o swojej ulubionej zabawce
Olo: OOO zabawa. Męcząca jest i taka pracochłonna. Moja ulubiona zabawka jest prawie taka duża jak ja, chłodna, przyjemna w dotyku i wydaje takie dziwne dźwięki jak ją przytulam.

Moja najulubieńsza zabawka


M: Gdybyś mógł jutro sam zdecydować o tym co wolno a czego nie wolno i robić tylko to, co lubisz, to co to by było?
Olo: Myślę, że wtedy cały dzień kopałbym brata, bo on wtedy wydaje jeszcze fajniejsze dźwięki niż fajna zabawka jak ją przytulam. Tak zdecydowanie kopałbym Fifiego. Chyba, że dosięgnąłbym jego włosów. 

Bo ja najbardziej lubię mojego brata... kopać.Zawsze i wszędzie go dosięgnę.


M: Olafie jak wiemy nie jesteś niejadkiem, a co ty najbardziej lubisz zjeść?
Olo: Najbardziej lubię jeść.. łyżkę. Nie wiem po co mama kładzie na niej jakieś lepkie coś skoro łyżka sama w sobie jest najsmaczniejsza. 

 


M: Pomówmy o pragnieniach i marzeniach. Czego najbardziej poszukujesz w życiu?
Olo: Chyba najbardziej w życiu pragnę.. metek. MEEEEETki to sens mojego życia ;)

Jeśli jest gdzieś jakaś metka, to ja na pewno się nią zaopiekuję.


M: Nad jakim wielkim dziełem teraz pracujesz? Czy jest coś co zajmuje ci wolny czas?
Olo: Cały dzień jestem bardzo zajęty. Dużo śpię, dużo jem ( że co widać??). Ostatnio sporo czasu zajmuje mi siedzenie i gryzienie. Obie czynności mnie strasznie pasjonują. 

    
Z dnia na dzień siedzę coraz ładniej. W końcu w tej pozycji lepiej widać świat.


M: Dziękuję za rozmowę i życzę Ci powrotu do zdrowia
Olo: Dziękuję, już prawie nie mam kataru. Chętnie porozmawiam, jak już będę umiał mówić. 


Dziękuję za uwagę ;)