Pączki

Pączki

wtorek, 29 kwietnia 2014

Relacja pomeczowa

Moi drodzy kibice ;)

Przed Wami pomeczowa relacja z ostatniego niedzielnego spotkania dwóch Elbląskich zespołów Concordii i Olimpii. Jako goście specjalni wystąpili na trybunach Filip i Olaf Sambor, prowadzący doping kibicowski na trybunie zadaszonej, rodzinnej czy piknikowej :P A, że piknik wymaga przygotowania prowiantu, to oczywiście pod wózkiem soczki, napoje, hrupeczki, wafelki, babeczki marchewkowe ;P

Odpowiedzialni za profesjonalny doping skandują głośno "tatatata", "dadadada" (w sensie "podaj piłkę do nas tato"), a wokół błysk fleszy i piski fanek :) Taką atmosferę Pączki mają we krwi od urodzenia, w końcu nie pierwszy raz kibicują tacie na stadionie. 

Olo "zarzuca" doping :) Olo - "tatata" a stadion odpowiada "dadada" ;)



Pączki: "zaraz tam wejdziemy z bramą i zrobimy porządek"

Nie powiem, łatwo nie było utrzymać przez prawie 2 godziny rozemocjonowane Pączki po "tej" stronie płotu i boiska. Wykazywali bowiem dziwne ( choć w sumie zrozumiałe) parcie na przejęcie piłki i rozegranie meczu według naszego scenariusza. Próbując zagrzać resztę kibiców do głośniejszych okrzyków, intensywnie wspinali się też na trybuny i skandowali coś w niezrozumiałym dla reszty języku. 

Ps. zespół Pączkowego Stwórcy wygrał 3 do 0

A poniżej efekty "nagonki" paparazzi ( :) ), choć w sumie to chyba powinni filmować i fotografować piłkarzy co nie? :) ale widocznie pisana jest nam kariera medialna ;)







czwartek, 24 kwietnia 2014

"Łaskawy" los

"Łaskawy" ten los bardzo, nie powiem. W końcu nie ważne, że mamy dwoje dzieci i odkurzacz się popsuł tydzień temu, ważniejsze, że "łaskawy" los podpowiedział nam podłogi i kafle w 3/4 mieszkania. Więc nie jest źle, da się w sumie zmiatać 3 razy dziennie. ( ;) )

Ten sam los dał nam biegunkę, ale jednocześnie nie położył na raz całej rodziny. Super co nie? ;) Od soboty do środy mama i Olo a od środy Fifi do...(to się okaże). Mogłoby być mniej łaskawie i np. wszyscy czworo na raz ;)

Taka ta fortuna przewrotna, tak pół żartem pół serio.

A tak całkiem z innej beczki i na poważnie - jesteśmy w trakcie objazdów lekarzy ostatnio. Tak się złożyło, że pediatra wysłuchała u Filipka 3 tygodnie temu jakiś szmer w sercu. Dziś byliśmy wyjaśnić sprawę u kardiologa dziecięcego w Sopocie (na NFZ! tylko 3 tyg oczekiwania!) i jak się okazuje nie dzieje się nic niepokojącego. Obaj Pączki mają w serduszkach 2-3 milimetrowy wyciek, ale jak twierdzi pani specjalistka wystarczy kontrola za rok, czy się zrosło. Jakby było mało stresów w związku z kardiologiem, profilaktycznie wykonane wyniki krwi wyszły dosyć słabo, zwłaszcza u Fifola. Pani mądra doktorka straszy nas hematologiem, ale my niedowiarki raczej najpierw powtórzymy badania. (słabe wyniki na 2 tygodnie po szczepieniu i na kilka dni przed biegunką to chyba raczej nie jest przypadek). Taki oto nasz chleb powszedni, codzienny. 

Opalamy się u dziadków, na przekór chorobowym zmorom

środa, 23 kwietnia 2014

Bo najlepiej na świecie...

... jest mieć stopę w klozecie! Motto moich synów w ostatnich dniach :)


"Trafiają do nocnika... szkoda, że nie tym czym trzeba"


 Dziwne pomysły mają generalnie te nasze Czączki. Wspinają się do szafy po dolnych szufladach; wchodzą na łóżko po każdym kto się nawinie (choć dziwne, bo bez pomocy też potrafią, ale po co ma być zbyt łatwo co nie?!); próbują ucieczki z łóżeczek z wykorzystaniem piramidy z poduszek i pluszaków (przerażające nieco); zamykają się nawzajem w szafkach (jeden wchodzi a drugi domyka drzwi); nurkują w toalecie (skoki na główkę, gdy mama nie patrzy) itp. Możecie sobie tylko wyobrazić jak intensywnie mijają nam dni. Chętnie przedstawiłabym Wam materiał dowodowy, ale najczęściej mając do wyboru: biec i ratować delikwenta a wyjąć aparat i dokumentować, wybieram to drugie. 


Biedny tatuś. 

Obawiam się, że Pączki dopiero się rozkręcają, choć oceniając w skali od 0 do 10 poziom ADHD to już jest z 6. Dosłownie wszędzie ich pełno. Mimo, że samodzielnie robią tylko kilka kroków bez trzymanki, bo się boją upadku, to bez problemu wstają bez podparcia, przemieszczają się od mebli do mebli, wspinają i czołgają. Olo chociaż informuje, że usłyszał zakaz mamy i w odpowiedzi na "nie wolno", chociaż szczerzy zęby i zatrzymuje się na kilka sekund. Fifi chyba "nie rozumie" w moim języku, bo kompletnie nic sobie nie robi z zakazów, nakazów czy jakichkolwiek moich uwag, sprzecznych z jego zamierzeniami.

środa, 16 kwietnia 2014

powróciła

Nigdy nie było mi jeszcze tak ciężko usiąść do bloga jak dziś - tyle różnych spraw chciałabym posunąć do przodu po powrocie z "wakacji". Jednak prowadzenie bloga zobowiązuje więc przesunęłam przedświąteczne porządki i oto jestem :).

 Najczęściej słyszane przeze mnie pytanie w ciągu ostatnich 2 dni brzmi "Jak było?". Odpowiedź może być tylko jedna - "super!". Ciepło i słonecznie ( w dzień 20-22 st., w nocy kilkanaście), intensywnie (Pisa, Florencja, Livorno - około 30h zwiedzania na piechotkę w 3 dni) i przede wszystkim relaksująco. Choć myślę, że nawet 3 dni w ośrodku z książką dałyby mi frajdę porównywalną z wyprawą na Taiti. 

 
Od lewej: Piza i dalej Florencja

W trakcie wyjazdu uświadomiłyśmy sobie, że latem minie 10 lat od naszej ostatniej wspólnej podróży w studenckim stylu (dużo - za mało - dużo zobaczyć i mało zapłacić). Miło było znów "urwać się ze smyczy" i przeżyć przygody. Trafił nam się strajk kolei, udar słoneczny (tak to ja - ciemne włosy i brak czapki), lepsze i mniej dobre wybory w kwestii żywienia i całkiem przyjemny (choć mega tani) hostel w Pizie. We dwie łatwo było osiągnąć kompromis odnośnie programu zwiedzania, choć programem zwiedzania oficjalnie zarządzała Paul. Zabrakło nam jednego dnia, żeby odwiedzić przepiękną Volterę, ale to akurat znak, iż musimy tam wrócić (oby szybciej niż na 10 rocznicę). Opaliłam się, wyspałam i wygadałam (sorry Paul) za całe półtorej roku domowego reżimu. Za 1000 zł udało się spędzić wspaniały przedłużony weekend, więc nie będzie trzeba sprzedawać samochodu :P

Czy tęskniłam? Tak -  w sobie, w ciszy (tak w 85%). Dziwne troszkę rozdwojenie jaźni - jednocześnie starać się chłonąć każdą milisekundę z urlopu i w tym samym momencie odliczać czas do powrotu do domu, do tęskniących Pączusiów. Nie bałam się o nich wcale, bo zostali z jedyną osobą, której powierzyłabym ich bez mrugnięcia okiem - z ich stwórcą i idolem - z tatą.Wspomagany przez swoją i moją mamę w godzinach swoich treningów, stanowił dla Pączków najlepszą opiekę. W końcu kochamy ich tak samo. Martwiła mnie tylko tęsknota Olafa, który ponoć ciągle o mnie "pytał" i do perfekcji opanował słowo "mama" - głośno i wyraźnie. Filipek ubóstwia swojego tatę i babcię więc o wiele lepiej zniósł mój wyjazd. 

Po powrocie do domu doceniłam czyste, nakarmione i uśmiechnięte pociechy i ... czysty, zaopatrzony stan mieszkania :) A poranek następnego dnia był bezcenny, bo znów świeża i szczęśliwa ściskałam i obcałowywałam Pączki już od 7:00 bez cienia zdenerwowania. Warto było zresetować licznik. 









czwartek, 10 kwietnia 2014

Męski wieczór a nawet trzy

Przed naszą rodziną całkiem spore wyzwanie, związane z pierwszym wyjazdem mamuśki dłuższym niż 20 h (dotychczasowy rekord). Męska część rodziny będzie miała aż trzy dni na imprezowanie bez czujnego oka mamy, a ona w tym czasie będzie zerować stan licznika. 

Jaki licznik? Licznik stresu i zniechęcenia, który odmierza czas do momentu, kiedy matka otwiera drzwi balkonowe i wyskakuje na główkę. Stan na dzień dzisiejszy to jakoś 999 na 1000 możliwych nerwów, przewrzeszczanych godzin, przejęczanych nocy, wstrzymanych oddechów żeby nie wybuchnąć itp. 

Jak się resetuje licznik? Najlepiej w Toskanii ;) od piątku do poniedziałku we dwie w trakcie podróży na partyzanta ;) A tak nieco poważniej - czas odetchnąć innym powietrzem, odpocząć i skupić uwagę na kilka dni nad czymś innym niż małe bliźniacze potworki i domowy kołowrotek.

Podróż dopiero jutro, ale emocje i serce pełne tęsknoty już dziś. Mniejsze i większe dylematy związane z wyjazdem , ale jednocześnie pewność, że bez takiego poważnego reseta, moglibyśmy nie zajść w tym składzie zbyt daleko już. Zbyt dużo już nazbierało się frustracji i tęsknoty za niedzieciatymi doświadczeniami i przeżyciami ( praktycznie 5 miesięcy uziemienia w ciąży, przywiązania do szpitala i jego obrębu, a potem rok bliźniaczych zmagań w 2/3 po stronie mamy a w 1/3 po stronie taty).

Ps. trzymajcie kciuki żebym wsiadła do tego samolotu jutro, bo ostatnio zostawiłam Pącze na dłużej niż 3 h na początku grudnia i nie wiem na ile będę dzielna, gdy przyjdzie co do czego.

sobota, 5 kwietnia 2014

subiektywnie i selfie

W ramach autorefleksji proponuję Wam auto-wywiad Marty z Martą. Tak z okazji samotnego weekendu i nadmiaru czasu na myślenie. Swoiste wirtualne selfi lub samojebka na piśmie (przepraszam za słowo, ale jakoś tak dobitne jest, że aż miło :).

Marta: O teorii i o praktyce.

Bliźniacza matka: W teorii wydaje się, że dzięki dobrej organizacji można naprawdę gładko dać radę wszystko ogarnąć: obsługę obojga maluchów na raz, samotne wieczory i wyjazdowe weekendy męża. W końcu wystarczy zakupić pomocne sprzęty (np. krzesełka do kąpieli, nosidła, podwójne wózki), czy logistyczne przygotować się do mężowych nieobecności (mega zakupy przed jego wyjazdem, ogarnięcie domu wcześniej, choćby wyrzucenie śmieci zanim wyjedzie). To tyle w teorii. W praktyce zwykle odkrywam brak podstawowych produktów typu mleko, pampersy, czy chusteczki dokładnie, gdy Tomek wyruszy z miasta na 2-3 dni. Pełen śmietnik też ujawnia się właśnie wtedy. Zostaje mi trucht (raczej sprint) do śmietnika, czy pobliskiego sklepu, gdy maluchy śpią. Choć pozostaje też opcja wyszykowania ich do wyjścia (min. 30 min) i wspólny wyskok do spożywczaka. A co do sprzętowych ułatwień - Olaf zaczyna wyłazić z krzesełka do kąpieli, gdy oddalę się na dłużej niż 30 sekund, podwójny wózek nie chce się wcisnąć w wąskie drzwi  itp. 

Marta: Czy 1 dziecko + 1 dziecko zawsze = to samo co 2 dzieci?

Bliźniacza matka: Matkom, które próbują sobie wyobrazić, co to dokładnie oznacza mieć dwa niemowlaki, czy roczniaki na raz, najłatwiej jest "pomnożyć" sobie w myślach czynności przy pojedynczym dziecku i wuala! W tym momencie z ich ust dobiega zwykle dźwięk westchnienia: "ach, to musi być ciężko": dwa razy tyle pieluch, dwa razy tyle karmień, dwa razy tyle hałasu, dwa razy tyle wydatków...itp. Z tym, że rzeczywistość jest troszkę inna. Owszem wszystko wykonuje się zwykle podwójnie, jednak nie w tym tkwi bliźniacze "przekleństwo". Dochodzą problemy, których nie ma przy jednym dziecku na raz:  bójki, spory o zabawki, spory o uwagę mamy, spory o to kto pierwszy, a kto drugi; jedno dziecko przeszkadza we śnie drugiemu; jeden ma zły dzień, to zwykle drugi też jest rozdrażniony płaczem i fochami brata; przebieram jednego, drugi tłucze go w twarz lub w głowę czym popadnie, bo to takie śmieszne co nie? itd. 

Marta: O szoku i pierwszych doświadczeniach macierzyństwa

Bliźniacza matka: Tak z perspektywy czasu oceniam siebie w tych pierwszych miesiącach całkiem wysoko. Przez to, że Pączków było dwóch, ominęły mnie wszystkie standardowe problemy typu strach przed pierwszymi kąpielami (już po kilku dniach wspólnych kąpieli z Tomkiem, musiałam zacząć sobie radzić sama), zgłębianie techniki karmienia piersią ( skupiłam się na problemie jak karmić dwóch na raz, a piersiom pozostało jedynie ze mną współpracować), pytania o pielęgnację (mniej niezbędną część musiałam sobie i tak odpuścić).

Marta: Czy jest tak jak mówią: "teraz ciężko? Potem to dopiero zobaczysz.."?

Bliźniacza matka: U mnie się to stwierdzenie nie sprawdziło i wręcz w sumie grało i gra mi nadal na nerwach. Może dlatego, że pierwsze dwa, trzy miesiące bliźniaczego życia to dla rodziców taki szok i trauma, że potem już z każdym miesiącem życie wydaje się mimo wszystko łatwiejsze. Teraz ich brojenie, wpychanie się w zakazane miejsca, kłótnie czy fochy to nic, w porównaniu z masakrycznym rykiem głodnego noworodka, czy niemowlaczka, którego brat jeszcze nie skończył konsumować i wcale się przy tym nie spieszy. Karmienie piersią przez prawie całą dobę "któregoś dziecka" w drugim i trzecim miesiącu, samotna podwójna kąpiel i ubieranie obu przy wrzasku na całe gardło - teraz wydaje się jakimś koszmarem sennym. Teraz, im większa nić porozumienia między nami i im większa ich samoobsługa, tym stres i nerwy mniejsze. 

Marta: Czy bliźniaki mają takie same charaktery?

Bliźniacza matka: Ciągle mnie ktoś o to pyta więc i sama się czasem nad tym zastanawiam. Choć nie zbyt długo, bo moje Pączusie nie dosyć, że rozwijają się każdy według innego planu matki natury, to raczej różnią się od siebie temperamentem, charakterem i ... zainteresowaniami :). Fifi jest łasy na pochlebstwa i oklaski, cokolwiek zrobi, musi być nagrodzone przez mamę brawami; szybko zdobywa wszelkie manualne i "werbalne" umiejętności typu przybijanie piątki , czy wcześniej picie z kubka niekapka, zmianę butelki itp. (dotyka świata małym wskazującym paluszkiem); reaguje na pytania np. "gdzie jest Filipek?"; jest też aktualnie na etapie (niestety) fizycznej agresji skierowanej do mamy i brata, mimo, że brat jest dla niego kimś na kształt idola - wszędzie za nim chodzi i ciągle go naśladuje. Olo jest natomiast o wiele bardziej ciekawski i zdeterminowany do poznawania świata; próbuje dojść wszędzie tam gdzie nie wolno, lub w miejsca, których jeszcze nie zwiedził (Fifi podąża za nim jak cień); jest zwolennikiem rozwiązań siłowych i eksploruje rzeczy buzią i całą otwartą dłonią; nie odpowie na "papapa" czy na pytania o to "gdzie jest Olo?", bo jakby nie ma czasu na duperele. Może nie są jak ogień i woda, ale jednak naprawdę wiele ich różni. Tylko upór i szybkie wpadanie w złość mają obaj (po mamie niestety). 


Jak selfi to selfi ;)



piątek, 4 kwietnia 2014

Gdy masz bliźnięta to...

Gdy masz bliźnięta (zwłaszcza te roczne) to ...

... z pewnością sąsiedzi doskonale to wiedzą (słychać je/ich z pewnością w całym bloku).
... twoja pralka w rok pobiła rekord ilości prań (było ich więcej niż dni w roku).
... nie za bardzo ogarniasz jaki jest dzień (no chyba, że słoneczny, lub deszczowy, jeśli ktoś ci choć raz w tym roku umył okna i masz szansę dostrzec pogodę).
... powinnaś przejść przyspieszony kurs samoobrony (palec w oko, stopą w szczękę itp)  i bycia rozjemcą (kilkanaście starć dziennie).
... o przespanych nocach możesz zapomnieć jeszcze przez bardzo długi czas (gdy jeden robi promocję i śpi od 20:00 do 7:00 to drugi z pewnością dla równowagi wstanie 2-4 razy).
... jesteś mistrzynią "chwytu" i "lokomocji" ( często trzeba przetransportować obu na raz na mniejszych i większych odległościach).


Ale, gdy masz bliźnięta to również ...

... witasz codziennie rano dwa uśmiechnięte mordziaki czekające na wyjęcie z łóżeczek
... zostajesz podwójnie zbombardowana mokrymi buziakami (np. gdy próbujesz robić brzuszki na dywanie :)
... nie wiesz kiedy, jak i gdzie, ale kochasz z całego serducha aż dwóch facetów na raz ( w moim przypadku)
... jesteś bezgranicznie kochana przez dwóch facetów na raz :)
... nigdy nie brakuje ci pomysłu na nudę (co to jest nuda w ogóle ?!?).
... masz dwa razy więcej szans, że ktoś cię przytuli, gdy ci smutno (a może nawet dwa Pączki na raz).

Dwoje dzieci i dwa selfie na bujawkach :) 


PS. Pączkowy tata wyjechał rano do Krakowa i zostawił nas samych aż do niedzieli rano :(