Pączki

Pączki

środa, 28 maja 2014

O zazdrości

Zazdrość pomiędzy dziećmi znam z autopsji, bo zazdrości o młodszego brata wyzbyłam się dopiero w dorosłym życiu, a wcześniej słabo się dogadywaliśmy m.in. z powodu żalu o uwagę rodziców, o prezenty i o przywileje itp. Nie sądziłam, że to zjawisko pojawi się tak szybko w mojej niedawno zbudowanej komórce rodzinnej. A jednak.

Pączki walczą o wszystko - o mamę, o tatę, o zabawki, o miejsca a nawet o brzuch mamy, o rękę mamy... Dziś np. kilka minut toczył się spór o pierdziochy na brzuchu mamy. Brzuch ten nie jest specjalnie mały i płaski, więc w gruncie rzeczy nie było się o co kłócić i swobodnie przestrzeni pierdzącej wystarczyłoby dla trojaczków. Ale nie. Każdy syn musi zagarnąć dla siebie całą powierzchnię i stać się królem pomysłu z pierdziochami. Przepychanki, kopniaki, ciosy z główki uświadomiły mi jak ich walka wyglądała rok temu z drugiej - wewnętrznej strony mnie! Ostro musiało być. Tylko wtedy chociaż ich słyszałam wrzeszczących, piszczących i skarżących się na brata. 

Myślicie, że wystarczy wszystko mieć w 2 egzemplarzach? Oj nie zawsze. W sumie mamy brzuch jest niepowtarzalny, ale już np krzesełko uczydełko i owszem. Mamy dwa ( dzięki Apa i Sambory z Nalazków), a sytuacja i tak z reguły prezentuje się w ten sposób:

Olo - "O posadzę dupkę tu na krzesełeczku, bo się zmęczyłem brykaniem w tę i z powrotem!"
Fifi = "O krzesełeczko moje, siądę sobie na chwilkę bo co?!. O! czyjaś dupka już tu jest?!No i co! Mocniej popchnę to i spadnie i będzie wolne." PCHA PCHA PCHA I "Włuala! spadło! Super, teraz moja dupka się zmieści bez problemu".
Olo - "AAAAAAAAAAAAAAAA mamo on mnie spycha! Pierwszy tu byłem! AA"  i bach i łup głową w podłogę. "AAAAAAAAAAAAA"

Dodam tylko, że mniej niż metr dalej stoi sobie smutne, nikomu niepotrzebne drugie krzesełko uczydełko. 

Przesuń się, tu moja dupka chce odpocząć!

poniedziałek, 26 maja 2014

Plan dnia (i nocy)

Pączki mają już 14,5 miesiąca i generalnie wyglądają teraz jak mali żołnierze z krótko ostrzyżonymi włosami, a mimo wszystko ich plan dnia wygląda bardzo podobnie jak wtedy, gdy mieli po pół roku. Strasznie mnie to ciągle dziwi, bo zewsząd słyszę, że przecież takie duże dzieci nie śpią po dwa razy, późno chodzą spać, czy wstają nad ranem. A moi mężczyźni to takie małe bobasy nadal :) 

Czasem udaje im się przespać noc aż do rana i wtedy rzucają się na butlę mleka jak wygłodzone wilki. Przeważnie jednak jedzą między 23:00 a 6 rano, po czym śpią jeszcze litościwie do rana. 

Nasz dzień nieodwołalnie zaczyna się zwykle koło 7 rano ( z promocją do 8 i z wałkiem do 6:30 - na szczęście to drugie bardzo rzadko się zdarza). Chłopcy wstają i razem z nimi muszą niestety wstać wszyscy w domu, bo nie ma litości. Jak się nie dostosujesz do 2 budzików, to możesz napotkać czyjąś pupę na swojej twarzy :) ( co po całej nocy zapełniania, może się skończyć nie za smacznie).

Półtorej godziny później szamanie śniadanka (schodzi nam jakieś 20-30 minut w zależności od tego na ile mamie starczy cierpliwości  na podnoszenie wszystkiego z podłogi z powrotem na talerz). 

Mniam mniam :)


I tu następuje punkt zwrotny w naszym planie dnia i jednocześnie najulubieńszy moment mamusi - po 2,5 - 3 h od wstania Pączki znów zasypiają jak Aniołki i mama ich kocha najbardziej na świecie przez najbliższe 1,5-2 h.  

Niestety 3 - 3,5 h przerwy w drzemce wypada teraz w największym upale w okolicach południa, a my biedni zwykle musimy uciec gdzieś z naszego 42-akwarium. Najpierw szamamy albo drugie śniadanie, albo od razu obiad i pakujemy zabawki na dwór. Dobrze, że spora część okolicznych parków łaskawie obdarowuje cieniem i zwykle można też wbić się do któryś dziadków do ogródka. 

Domowe przerywniki między upragnionymi drzemkami :)

Parkowe przerywniki i nie ma mocnych na Samborów na placu zabaw


Około 14:00 - 15:00 Pączki znów idą spać na 1-2 h. Filipek w sumie mógłby ominąć siestę, ale Oluś bez drzemki to Oluś zły. 

Trochę to monotonne, ale chłopcy wyspani, od razu otwierają mordki na jakiś owocowy deser. Z pełnymi brzuszkami dokazują do 19:00 ( staramy się drugi raz wyjść na dwór, lub wpaść do kogoś w odwiedziny).

Przed 19:00 czas na kolację, sus do wanny, mleko i ... już o 20:00 - 20:30 lądujemy w łóżkach. (tzn oni lądują bo nam zwykle to słabo wychodzi). 

Czasem jeszcze przed spaniem warto pomęczyć brata :)


Oto jest nasz plan, teraz wiecie dokładnie kiedy możecie do nas wpadać, albo kiedy można nas wyciągnąć na spacer, albo dostarczyć nam prowiant :P


sobota, 24 maja 2014

Jak one to robią?

To będzie mój post. Nie Pączkowy, tylko mój. O zmianach, drogach bez powrotu i o tym, że dziecko to bilet w jedną stronę. Pewnie nie powinnam pisać dziś, kiedy naprawdę źle się czuję ze sobą i swoimi życiowymi wyborami i pewnie będę tego żałować, ale cóż. 

Marzyłam o dziecku od lat, było to silniejsze nawet niż chęć wzięcia ślubu z księciem. Co prawda niektóre z bardziej doświadczonych dzieciatych koleżanek uprzedzało mnie, że gdy zostaje się matką wszystko się zmienia, ale jakby wolałam słuchać tych, które "srały tęczą" jak to się mówi. Teraz widzę, że jednak bliżej prawdy były te pesymistyczne realistki niestety. Nic już nie jest takie jak było i co gorsza ja nie jestem taka jak byłam. 

Tak prozaicznie chociażby - nigdy się nie spóźniałam, nigdy nie przekładałam i nie odwoływałam. Teraz to norma, jak bardzo bym się nie starała wszystkiego zorganizować z wyprzedzeniem. Teraz nic nie jest spontaniczne, szalone - po prostu się nie da. 

Najgorsze z najgorszych jest teraz wszystko związane z fizycznością, z wyglądem. Im więcej brzuchatych koleżanek na 2 tygodnie po porodzie jest w formie wystąpić co najmniej na czerwonym dywanie w Cannes, tym bardzie we mnie umiera wiara, że kiedykolwiek wrócę do formy sprzed ciąży. Patrzę na matki rozmiar 34-36 i myślę - gdzie robią taką bieliznę wyszczuplającą? A resztę moich myśli możecie sobie tylko wyobrazić. Niestety moja forma przez całe życie bez wyjątku zależała jedynie od codziennej dużej dawki ruchu w postaci solidnego wycisku i wiadra potu przy okazji. Teraz pomiędzy pracą, harcerstwem, domem i dziećmi nie wiem jak bym się nie starała, ale nie wcisnę 2 h ćwiczeń, marszu do pracy itp. 

Lato idzie a mi już nic w sobie nie pasuje - ani rozmiar ani fryzura. Nic w sumie. Czy jakieś matki oprócz mnie nie wchodzą jeszcze w rozmiar 34-36 ja się pytam?

wtorek, 20 maja 2014

Parkour

 Parkour to taka specyficzna sztuka przemieszczania się w terenie, której główną ideą jest pokonywanie przeszkód stojących na drodze w jak najprostszy i jak najszybszy sposób. Definicja ta w doskonały sposób opisuje Pączkowe poczynania w trakcie spacerów i na placach zabaw ( w liczbie mnogiej bo zwiedzamy wszystkie w promieniu półtorej kilometra). 

Pącze prą do zamierzonego celu po trupach, po sobie, po innych dzieciach i na przekór grawitacji chwilami. Zaglądają we wszystkie dziury i otwory, których my dorośli ludzie nawet nie zauważamy, czołgają się pod przeszkodami, otwierają furtki i ...namiętnie jedzą piasek z piaskownicy. Jeśli doda się do tego interakcję z innymi dziećmi - potencjalnymi ofiarami - to chwilami zastanawiam się, czy nie przydałoby się jakieś wsparcie w trakcie spacerów. 




Naszym faworytem na placach zabaw jest zjeżdżalnia. W ostatnich tygodniach wysuwa się na prowadzenie nawet przed ukochanymi wcześniej  bujawkami. Nie jest istotne czy jest wysoka, czy niska, najważniejsze, że chociaż kilka sekund da się szusać z góry na dół z otwartymi ustami z radości. Chłopcy z małą asystą zjadą z każdej wysokości, nawet ze ślizgawki dla "dużych" dzieci. Co prawda zwykle w tle słychać syczenie i ostrzegawcze krzyki babć innych maluchów. (te babcie przychodzą na plac z 1 dzieckiem a troszczą się biedne przesadnie o wszystkie dzieci wokół).

Olo zjeżdża sam :) W tle słychać syk " o Boże główka!"



Kolejną "przeszkodą" do pokonania w naszym parkourze jest motor, który omijamy troszkę powoli, wystarczająco powoli by zdążyć zapozować do zdjęcia.







A dziś po ciężkim i wyczerpującym tygodniu w pracy, mama wzięła wolne i przegoniła Pączki od 11 do 17:30 na dworze. Wszyscy mieliśmy dosyć tlenu i jak widać poniżej niektórzy z nas padli pod drzewem :)



Po drzemce (szkoda, że tylko dwójka z naszej trójki się zdrzemnęła : ( ), testowaliśmy piaskownicę w dziadkowym ogrodzie. Przynajmniej dwie garści piasku z piaskownicy powędrowały do Pączkowych brzuszków, mimo protestów mamy i babci. 








piątek, 16 maja 2014

O chodzeniu i o spaniu

Odkryliśmy zależność wprost proporcjonalną między umiejętnością chodzenia a komfortem przesypiania nocy :) Bardzo nas to odkrycie ucieszyło, albo raczej sam fakt, że zależność nastąpiła :)

Miesiąc temu Pączki zrobili pierwsze kroki, oczywiście jak to w życiu bywa - pod nieobecność mamy, o czym się dowiedziałam przez telefon. Od tamtego dnia obaj intensywnie trenowali sztukę walki z grawitacją, czerpiąc z tego ogromną radość i zarażając uśmiechem wszystkich świadków. Z racji tego, że w większości mieszkania mamy kafle lub podłogi, co chwila słychać dźwięki tupania - tup, tup, tup, tup, bach, tup, tup, tup.. Nie zrażeni upadkami na pupę, ćwiczą cały dzień. 

Wydaje się, że teraz cała ich energia idzie w nieustanne dreptanie, przenoszenie różnych przedmiotów z miejsca na miejsce, przesuwanie sprzętów i dlatego mimo, iż właśnie skończyli 14 miesięcy, cały czas śpią w dzień około 3h w dwóch drzemkach i w nocy około 11h. Najprzyjemniej odczuwamy wszyscy coraz częstsze przespane noce. Wciąż się wymieniają i np. jeden wstaje raz, a drugi wcale, po czym następnej nocy jest zamiana, ale generalnie któreś z nas dzięki temu trafia promocję i śpi ciągiem 6-7 h! jak dokładnie rok temu :) Gdybyśmy się tylko zmotywowali do wcześniejszego zasypiania niż 23:00, 24:00 to mogłoby być naprawdę błogo. (chłopcy śpią od 20:00, 20:30 a my ... nie za bardzo ;).

Fajnie się na nich patrzy jak sobie biegają w tę i z powrotem z rozszczerzonymi mordkami, ale jeszcze sympatyczniej wyglądają ... jak śpią :P

Olo biegnie, bo etap chodzenia już za nami, teraz biegamy. 

Filipek nie tylko chodzi, ale też intensywnie sprząta :)


piątek, 9 maja 2014

Śmieciarz i szambonurek

Jako zwolenniczka nauki praktycznych zawodów i przeciwniczka studiowania dla studiowania ( zrobiło mi się tak dopiero po 4 kierunkach studiów..) doceniam zamiłowanie moich synów do tradycyjnie męskich czynności, samczych atrakcji. Ale chwilami zastanawiają mnie ich wybory...

Filipek obrał sobie na cel kosz na śmieci i całą swoją energię skupia na celu: DOTRZEĆ DO ŚMIECI! Czyżby przed nim kariera w jakiś miejskich służbach oczyszczania? a może wysypisko? Przyjdzie mi szanować jego decyzje, cóż..

Zastanawiacie się, gdzie w tym samym czasie urzęduje drugi Poncz? Oczywiście studiuje na innym wydziale - uczy się jak zostać SZAMBONURKIEM. Tak tak - nurkuje, obiema rękami w kiblu. Wystarczy jedynie na kilka sekund zostawić otwarte drzwi do toalety. 

W sumie coś ich łączy jednak oprócz zamiłowania do kibelka (śmieciowego i tego drugiego).W wolnych chwilach namiętnie zjadają wszelkie kremy i balsamy. Najlepszy jest zdecydowanie ten najdroższy - każdy do tyłka, zwłaszcza te powyżej 40 zł za opakowanie, ale balsam z pompką również się nada. Mam dziwne wrażenie, iż większość opakowania Sudocremu nie wylądowała jednak na pupie. Oh.. albo uuusssssssaaaa, albo 100, 99, 98, 97.... albo milion pięćset dwa, milion pięćset jeden, milion pięćset...

Brak mi dokumentacji zdjęciowej ze wspomnianych męskich atrakcji, więc opowiem Wam zdjęciowo o naszych ostatnich dniach:




O dziurka! Czas na : TRYB UCIECZKA Z ŁÓŻECZKA!


Kiepski dzień dla wszystkich - mama spaliła garnek i deskę do krojenia, Oluś nie mógł spać bo Fifi nie chciał spać, Fifi nie chciał spać bo wolał skakać. ( Olo w zielonym, Fifi w błękicie).



Fifi wolał skakać, mama wolała lepiej wyglądać tego dnia, Olo wolał się przytulać.




poniedziałek, 5 maja 2014

Majóweczka

Mimo, że najpierw miało być tak pięknie, a potem miało wyjść jak zawsze to w końcu wyszło nie najgorzej :) Co prawda nie udało nam się zorganizować wymarzonego wypadu całą rodzinką nad wodę z powodu dziwnej polityki w klubie T. i 7 treningów i 3 meczy w tydzień majówkowy, ale i tak długi weekend minął całkiem ciekawe i intensywnie. Tatuś chodził sobie na treningi a my wymyślaliśmy atrakcje we trójkę.

Załapaliśmy się na ognisko w lesie 1.05. (ilości jedzenia przeszły wszelkie granice a T. dotarł na końcówkę), wspólny wypad na obchody Święta Flagi na Starym Mieście 2.05. wyprawę do harcerzy we Fromborku 3.05. ( w ramach nieprzewidzianych atrakcji zepsuł nam się samochód w drodze powrotnej - 3 kobiety, Pączki kontra akumulator). Ja wyrwałam się na mecz 3.05, a Pączki do dziadków i razem dzień później wpadliśmy we trójkę do dziadków i w pełnym komplecie do rodzinki w Pasłęku. Oj działo się działo i nudno nie było, choć tradycyjnie większość czasu byliśmy zmuszeni spędzić we trójkę :(

ps. nie wiem jak nam się to udało, ale T. skręcił nowe łóżeczko dla Olafa a ja..upiekłam w weekend dwa ciasta :) taaaakie osiągi :)

Oto fotorelacja z naszych eskapad :)

Harcerskie Święto Flagi na wesoło :)







Fromborski wypad w odwiedziny do harcerzy z ciastem :)


Sprzątamy szyszki jakby ktoś pytał o nasz udział w sprzątaniu Harcerskiej Bazy Obozowej (oprócz dostarczenia podwieczorku :) )