Pączki

Pączki

wtorek, 19 listopada 2013

Zawód matka

Nie pracuję już od ponad 12 miesięcy. Można prawie powiedzieć, że od roku siedzę w domu i nic nie robię. Co prawda, jakby mi ktoś sprzedał takie stwierdzenie prosto w twarz, to bym mu pewnie w pierwszym odruchu sprzedała płaskiego lub mojego słynnego prawego sierpowego, który nie jednego już powalił. 

Prawda jest jednak taka, że w sumie od dawna nie wstaję do pracy, nie wypełniam wniosków projektowych ( tu akurat od 7 miesięcy ), nie klepię sprawozdań ( z pominięciem sprawozdania z 2 lat działań organizacji :P ) i nie odliczam dni do żadnych festynów, eventów. I jak mi z tym faktem jest? Hm. O dziwo o wiele lepiej niż kiedyś zakładałam.

Na długo przed ciążą zastrzegałam się, że od początku ciąży nie będę chciała pracować, ale że dosyć szybko wrócę do pracy po narodzinach. Przemęczona nawałem obowiązków i stresów w pracy ( tak - stresów w pracy w ZHP :) bo ja się wszystkim zawsze za bardzo przejmuję), nie mogłam się doczekać ciąży a wraz z nią - wyspania się dowoli, opychania lodami, podróży z cudownym brzuszkiem, czytania książek i oglądania seriali bez głowy zaprzątniętej obowiązkami. Co się sprawdziło? Tylko punkt z książkami i filmami niestety. Resztę bliźniaczo szlak trafił z wielu powodów. ( Sen to było coś czego od zajścia w ciąże nie miałam dosyć do dziś!) Pracy brakowało mi o wiele bardziej niż sądziłam. Nie mogłam się oderwać od zadań, dokumentów, projektów właściwie do końca marca, czy nawet kwietnia, z przerwami na te tygodnie w szpitalu ( gdzie też zdarzało mi się odpalać kompa i pracować). 

Od urodzenia chłopców sytuacja zmieniła się diametralnie. I nie wiem, czy to zmieniłam się też ja, czy to raczej ujawniła się moja prawdziwa osobowość. Czuję się jakbym zmieniła zawód z "kierownik biura" na "matka". I co więcej naprawdę jest mi z tym dobrze. Może powinnam napisać: jeszcze. 

Okazuje się, że mogę realizować się w swojej wielkiej misji wychowania młodych ludzi u siebie we własnym domu. Bez kaca moralnego i bez żalu, że nie robię czegoś wielkiego w życiu, że nie robię chwilowo kariery. Co więcej na co dzień czuję, że to jest COŚ WIELKIEGO i najważniejszego i idealnego właśnie dla mnie. Nie tylko to codzienne ogarnianie domu i dwójki dzieci od strony "technicznej" i logistycznej, ale najbardziej pasjonuje mnie ten ogromny wpływ jaki ja mam na dwóch małych ludzików. 

Ktoś mi kiedyś powiedział, że ja się urodziłam, żeby być matką. Chodziło o moją budowę (nazwijmy to figurą idealną - idealną do noszenia dwójki dzieci i wykarmienia ich :P). Ale z każdym dniem zaczynam wierzyć, że całą sobą jestem stworzona żeby wykonywać z satysfakcją ten "zawód matka". I choć kiedyś będę musiała wrócić do pracy, bo taki jest ten głupi świat/kraj, że jeden mój biedny mąż nas zbyt długo nie utrzyma, tak naprawdę zrobię wszystko, żeby ten moment nastąpił jak najpóźniej. 

Moje codzienne "wyzwania" w "pracy" :)


1 komentarz:

  1. Oby tak dalej! :) Zawód matka fajna sprawa, ale nie dla mnie niestety ;) Przynajmniej nie 24h :)

    OdpowiedzUsuń