Przez ostatnie 5 miesięcy przyjęłam na klatę wiele kondolencji, słów troski, ale i przeogromną liczbę gratulacji. Nie powiem - miło mi się robi w tej mojej nieskromności ;) Ale jednak nie czuję, że do końca zasługuję na te wszystkie dobre słowa. Ot trafiło mi się podwójne (nie)szczęście i daję sobie radę. Ale ile z moich koleżanek, czy koleżanek moich koleżanek urodziło tylko ( albo jak kto woli aż ) jedno dziecko na raz i 100% czasu poświęcały mu samiuteńkie? Ojcowie ciągle w pracy, rodzina daleko, albo zapracowana. Myślę, że miały/mają dużo trudniejszy żywot niż ja z moją dwójką.
Nie zatrudniliśmy co prawda opiekunki, ani nikt nie przychodzi mi codziennie do pomocy, często zostaję też z pączkami sama na kilka dni i nocy, ale mój "sukces" to nadal zasługa wielu osób. Jeśli kiedyś będę odbierać Oskara to zdecydowanie powiem, że dziękuję:
- moim rodzicom za to, że zawsze chętnie opiekują się pączkami, gdy ich rodzice chcą się zrelaksować w jakiejś innej czasoprzestrzeni
- mojej wspaniałej teściowej, dzięki, której przetrwałam w maju 3 tygodnie mojego samotnego macierzyństwa i która zawsze jest skora do pomocy
- moim przyjaciołom, którzy wpadali do nas żeby trochę posprzątać, dokarmić mnie ciastem w poniedziałki na dobry początek tygodnia, pomóc pokołysać maluchy w trakcie arszenikowej godziny popołudniu czy znieść kolosy na spacer z trzeciego piętra itd.
- mojemu kochanemu mężowi - za to, że jak mało który mężczyzna dzielnie stawia czoła milionom odchodów, nocnym karmieniom i tego typu przeróżnym bliźniaczym atrakcjom.
Nie zostawiajcie nas jeszcze samych proszę. Bez was dopiero byłoby nam trudno.
Dziękujemy wszystkim (maj 2013)
dobrze, od września znów dokarmię Cię ciastem :-D
OdpowiedzUsuńmniam :) takie komentarze to ja lubię :P
Usuń