Pączki

Pączki

piątek, 27 czerwca 2014

1600 km w 5-oro w kombi, czyli Zakopani w długi weekend

Zeszły, tzw. "dlugi" czerwcowy weekend cała Pączkowa rodzinka plus Tomkowa mama, w ramach urlopowego szaleństwa w 5-osobowej Toyocie Avensis kombi sprawdzili, czy da się nie oszaleć z 2 małych dzieci w podróży (prawie) wzdłuż Polski. Włączając wycieczki na szlaki i do Zakopca, łącznie przejechaliśmy około 1600 km i o dziwo nadal pozostaliśmy przy zdrowych zmysłach :)

Na miejscu byliśmy (Kościelisko, Zakopane) 3 pełne dni + czwarty w Krakowie + łącznie jakieś 19 godzin podróży. To co szczególnie nam się udało w związku z organizacją wyjazdu to zakwaterowanie. Z czystym sercem możemy Wam polecić http://www.dworekpodgiewontem.com/, choć zdecydowanie raczej rodzinom z dziećmi, bo klimat jest tam typowo rodzinny - wszędzie dzieci i gwar :P Szczególnie przydatny był w pełni wyposażony pokój zabaw - pełna pączkowa eksploracja przynajmniej 2 h dziennie. Przy okazji miałam możliwość obserwowania moich synów w otoczeniu innych dzieci, spoza rodziny. Doszłam do wniosku, że po pierwsze moje dzieci są naprawdę samodzielne w porównaniu z innymi dziećmi (tylko Pączki jadły same), a po drugie o dziwo mniej rozwrzeszczane i uciążliwe dla otoczenia (choć niewątpliwie 3 razy bardziej ruchliwe!).

Wypad w Tatry był dedykowany szczególnie Tomkowi i jego mamie, dla których był to wymarzony wyjazd w góry po latach. Ja w sumie pogodziłam się, że to nie o mój komfort i nie o moje górskie predyspozycje będzie chodziło. Zaopatrzeni w nosidła na plecy, liczyliśmy na prawdziwe Tatry exploring, co szybko zweryfikowało życie, a właściwie Pącze. Włożeni w nosidła z wielkim fochem i głośnymi jękami wytrwali w nich ( i to z przerwami) jakieś 1,5 km drogi do szlaku, do wejścia do Doliny Kościeliskiej plus chyba gratisowo jakieś 200 metrów owej doliny. Po czym wróciliśmy niosąc ich całą drogę powrotną na rękach. Jedyne co nam się udało ... to pamiątkowe zdjęcia w owych nosidłach ( jedno było raczej nietanim zakupem). 



Jakimś cudem dzięki małym poręcznym wózkom składanym w laskę, zaliczyliśmy wjazd na Gubałówkę, pieszą wędrówkę do połowy Doliny Kościeliskiej ( podejście 2 z wózkami), trasę pod górę do samego Morskiego Oka (z powodu ulewy, powrót dorożką :), skocznie narciarskie ( zamówienie Tomka), stary cmentarz i ze 3 kościoły :) Moja ulubiona Sarnia Skała się nie załapała, więc będzie po co wrócić. Jak się zwiedzało z dziećmi? Łatwo nie było :) Wózki na małych kółkach, torba pełna przekąsek owocowo-ciastkowo-warzywnych i soczków w kartoniku ze słomką (nasza nowa miłość).



Generalnie wyjazd bardzo się udał, zwłaszcza, że w końcu się wyspaliśmy! Szybko chodziliśmy spać, a chłopcy wstawali między 7:30 a 8:00, plus znów spali po 2 razy w ciągu dnia 1,5 - 2 h za każdym razem. Najwyraźniej górskie powietrze im służy :)

Gratisowo, na specjalne zamówienie mojej teściowej wpadliśmy (dosłownie) na 4 godziny do Krakowa, dzięki czemu ominęliśmy część korków na zakopiance (wpadając potem w te pod Radomiem i pod Warszawą, ale cóż). Chłopcy wybiegali się na Wawelu, a teściowa odznaczyła minimum na swojej liście upragnionych podróży. Mnie ucieszył Bar Mleczny i tyle z komentarza. Przepraszamy, że nie wpadliśmy na kawę do Krakowskich przyjaciół, ale czas nas goniła niestety :(

poniżej joga wawelowa ;)




Za którym byście pobiegli?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz