To będzie mój post. Nie Pączkowy, tylko mój. O zmianach, drogach bez powrotu i o tym, że dziecko to bilet w jedną stronę. Pewnie nie powinnam pisać dziś, kiedy naprawdę źle się czuję ze sobą i swoimi życiowymi wyborami i pewnie będę tego żałować, ale cóż.
Marzyłam o dziecku od lat, było to silniejsze nawet niż chęć wzięcia ślubu z księciem. Co prawda niektóre z bardziej doświadczonych dzieciatych koleżanek uprzedzało mnie, że gdy zostaje się matką wszystko się zmienia, ale jakby wolałam słuchać tych, które "srały tęczą" jak to się mówi. Teraz widzę, że jednak bliżej prawdy były te pesymistyczne realistki niestety. Nic już nie jest takie jak było i co gorsza ja nie jestem taka jak byłam.
Tak prozaicznie chociażby - nigdy się nie spóźniałam, nigdy nie przekładałam i nie odwoływałam. Teraz to norma, jak bardzo bym się nie starała wszystkiego zorganizować z wyprzedzeniem. Teraz nic nie jest spontaniczne, szalone - po prostu się nie da.
Najgorsze z najgorszych jest teraz wszystko związane z fizycznością, z wyglądem. Im więcej brzuchatych koleżanek na 2 tygodnie po porodzie jest w formie wystąpić co najmniej na czerwonym dywanie w Cannes, tym bardzie we mnie umiera wiara, że kiedykolwiek wrócę do formy sprzed ciąży. Patrzę na matki rozmiar 34-36 i myślę - gdzie robią taką bieliznę wyszczuplającą? A resztę moich myśli możecie sobie tylko wyobrazić. Niestety moja forma przez całe życie bez wyjątku zależała jedynie od codziennej dużej dawki ruchu w postaci solidnego wycisku i wiadra potu przy okazji. Teraz pomiędzy pracą, harcerstwem, domem i dziećmi nie wiem jak bym się nie starała, ale nie wcisnę 2 h ćwiczeń, marszu do pracy itp.
Lato idzie a mi już nic w sobie nie pasuje - ani rozmiar ani fryzura. Nic w sumie. Czy jakieś matki oprócz mnie nie wchodzą jeszcze w rozmiar 34-36 ja się pytam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz