Pączki

Pączki

sobota, 5 kwietnia 2014

subiektywnie i selfie

W ramach autorefleksji proponuję Wam auto-wywiad Marty z Martą. Tak z okazji samotnego weekendu i nadmiaru czasu na myślenie. Swoiste wirtualne selfi lub samojebka na piśmie (przepraszam za słowo, ale jakoś tak dobitne jest, że aż miło :).

Marta: O teorii i o praktyce.

Bliźniacza matka: W teorii wydaje się, że dzięki dobrej organizacji można naprawdę gładko dać radę wszystko ogarnąć: obsługę obojga maluchów na raz, samotne wieczory i wyjazdowe weekendy męża. W końcu wystarczy zakupić pomocne sprzęty (np. krzesełka do kąpieli, nosidła, podwójne wózki), czy logistyczne przygotować się do mężowych nieobecności (mega zakupy przed jego wyjazdem, ogarnięcie domu wcześniej, choćby wyrzucenie śmieci zanim wyjedzie). To tyle w teorii. W praktyce zwykle odkrywam brak podstawowych produktów typu mleko, pampersy, czy chusteczki dokładnie, gdy Tomek wyruszy z miasta na 2-3 dni. Pełen śmietnik też ujawnia się właśnie wtedy. Zostaje mi trucht (raczej sprint) do śmietnika, czy pobliskiego sklepu, gdy maluchy śpią. Choć pozostaje też opcja wyszykowania ich do wyjścia (min. 30 min) i wspólny wyskok do spożywczaka. A co do sprzętowych ułatwień - Olaf zaczyna wyłazić z krzesełka do kąpieli, gdy oddalę się na dłużej niż 30 sekund, podwójny wózek nie chce się wcisnąć w wąskie drzwi  itp. 

Marta: Czy 1 dziecko + 1 dziecko zawsze = to samo co 2 dzieci?

Bliźniacza matka: Matkom, które próbują sobie wyobrazić, co to dokładnie oznacza mieć dwa niemowlaki, czy roczniaki na raz, najłatwiej jest "pomnożyć" sobie w myślach czynności przy pojedynczym dziecku i wuala! W tym momencie z ich ust dobiega zwykle dźwięk westchnienia: "ach, to musi być ciężko": dwa razy tyle pieluch, dwa razy tyle karmień, dwa razy tyle hałasu, dwa razy tyle wydatków...itp. Z tym, że rzeczywistość jest troszkę inna. Owszem wszystko wykonuje się zwykle podwójnie, jednak nie w tym tkwi bliźniacze "przekleństwo". Dochodzą problemy, których nie ma przy jednym dziecku na raz:  bójki, spory o zabawki, spory o uwagę mamy, spory o to kto pierwszy, a kto drugi; jedno dziecko przeszkadza we śnie drugiemu; jeden ma zły dzień, to zwykle drugi też jest rozdrażniony płaczem i fochami brata; przebieram jednego, drugi tłucze go w twarz lub w głowę czym popadnie, bo to takie śmieszne co nie? itd. 

Marta: O szoku i pierwszych doświadczeniach macierzyństwa

Bliźniacza matka: Tak z perspektywy czasu oceniam siebie w tych pierwszych miesiącach całkiem wysoko. Przez to, że Pączków było dwóch, ominęły mnie wszystkie standardowe problemy typu strach przed pierwszymi kąpielami (już po kilku dniach wspólnych kąpieli z Tomkiem, musiałam zacząć sobie radzić sama), zgłębianie techniki karmienia piersią ( skupiłam się na problemie jak karmić dwóch na raz, a piersiom pozostało jedynie ze mną współpracować), pytania o pielęgnację (mniej niezbędną część musiałam sobie i tak odpuścić).

Marta: Czy jest tak jak mówią: "teraz ciężko? Potem to dopiero zobaczysz.."?

Bliźniacza matka: U mnie się to stwierdzenie nie sprawdziło i wręcz w sumie grało i gra mi nadal na nerwach. Może dlatego, że pierwsze dwa, trzy miesiące bliźniaczego życia to dla rodziców taki szok i trauma, że potem już z każdym miesiącem życie wydaje się mimo wszystko łatwiejsze. Teraz ich brojenie, wpychanie się w zakazane miejsca, kłótnie czy fochy to nic, w porównaniu z masakrycznym rykiem głodnego noworodka, czy niemowlaczka, którego brat jeszcze nie skończył konsumować i wcale się przy tym nie spieszy. Karmienie piersią przez prawie całą dobę "któregoś dziecka" w drugim i trzecim miesiącu, samotna podwójna kąpiel i ubieranie obu przy wrzasku na całe gardło - teraz wydaje się jakimś koszmarem sennym. Teraz, im większa nić porozumienia między nami i im większa ich samoobsługa, tym stres i nerwy mniejsze. 

Marta: Czy bliźniaki mają takie same charaktery?

Bliźniacza matka: Ciągle mnie ktoś o to pyta więc i sama się czasem nad tym zastanawiam. Choć nie zbyt długo, bo moje Pączusie nie dosyć, że rozwijają się każdy według innego planu matki natury, to raczej różnią się od siebie temperamentem, charakterem i ... zainteresowaniami :). Fifi jest łasy na pochlebstwa i oklaski, cokolwiek zrobi, musi być nagrodzone przez mamę brawami; szybko zdobywa wszelkie manualne i "werbalne" umiejętności typu przybijanie piątki , czy wcześniej picie z kubka niekapka, zmianę butelki itp. (dotyka świata małym wskazującym paluszkiem); reaguje na pytania np. "gdzie jest Filipek?"; jest też aktualnie na etapie (niestety) fizycznej agresji skierowanej do mamy i brata, mimo, że brat jest dla niego kimś na kształt idola - wszędzie za nim chodzi i ciągle go naśladuje. Olo jest natomiast o wiele bardziej ciekawski i zdeterminowany do poznawania świata; próbuje dojść wszędzie tam gdzie nie wolno, lub w miejsca, których jeszcze nie zwiedził (Fifi podąża za nim jak cień); jest zwolennikiem rozwiązań siłowych i eksploruje rzeczy buzią i całą otwartą dłonią; nie odpowie na "papapa" czy na pytania o to "gdzie jest Olo?", bo jakby nie ma czasu na duperele. Może nie są jak ogień i woda, ale jednak naprawdę wiele ich różni. Tylko upór i szybkie wpadanie w złość mają obaj (po mamie niestety). 


Jak selfi to selfi ;)



1 komentarz: