3-osobowy koń
Powyższe zdjęcie będzie jakby na przekór treści posta - takie radosne i inspirujące. Bo post zdecydowanie mało sielankowy układa mi się w głowie.
W moich myślach raczej królują słowa " terroryści", " szał" i "byle dalej stąd" - ale po kolei.
Za mną dzień Jęczała, który dodatkowo przypomniał sobie, że potrafi buczeć i ronić przy tym prawdziwe łzy, jakby mu się krzywda stała. Filipek - słodki Pączek, który zawsze pozuje uśmiechnięty do zdjęć - w niektóre dni przeradza się w terrorystę. A u nas w domu z terrorystami się nie negocjuje - mój dom, moje zasady ;)
Dziś po sprawdzeniu czy terrorysta ma jakiś rzeczywisty powód do zawodzenia na całe gardło ( przegląd pampersa, ocena stanu zdrowia, stanu nawodnienia organizmu, wypełnienia brzuszka itp) - pozostało jedynie siąść i czekać aż furia się wypali.
Oczywiście najłatwiejszy sposób spacyfikowania wrzaskliwego Pączka to spełnienie wszystkich jego żądań:
1. nakazu bezwzględnego przytulania bez jakichkolwiek przerw
2. zakazu kładzenia na brzuchu
3. nakazu przekazania do rączek matczynego telefonu, komputera i pilotów od telewizora
4. zakazu tracenia mamy z oczu
Niestety jak wspomniałam - z terrorystami nie.... co mniej więcej oznacza, że można jedynie przeczekać - ryk, lament, łzy i pokrzykiwanie na mamę ( co mu oczywiście nie przeszkadza bawić się zabawkami w tym samym czasie). Łatwiej postanowić niż wykonać, gdy jęk i buczenie wwiercają się w mózg, drugi syn powoli też zaczyna się irytować z powodu ryku kompana metr dalej, a w głowie mamuśki snuje się mglisty plan - "może tak na balkonie byłoby go słychać mniej?!?! no tak, ale w sumie zamarźnie?! e tam, to będzie mrożony poncz i tyle...". Tak bez dwóch zdań, myśli matka, która ma dosyć dnia lub dwóch dni negocjacji z terrorystami.
I oby jutro było chociaż odrobinę bardziej świątecznie, a w domu wystarczająco cicho by włączyć w końcu kolędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz