Pączki

Pączki

czwartek, 8 stycznia 2015

Doceniam.

Mam ostatnio taką refleksję mocno głęboko tam w środku, spowodowaną doniesieniami od znajomych, przyjaciół. Dużo do myślenia dało mi też grudniowe spotkanie w dawno nie widzianym damskim gronie. Dociera do mnie, że może troszkę za bardzo jest demonicznie na tym naszym blogu co? W sensie, iż te moje maluchy przedstawione są w taki demoniczny sposób, który z założenia miał być ironicznym, ale chyba za bardzo chyli się w stronę "żałujężeichmam" itp.? 

Ludzie odnoszą wrażenie, że gdybym mogła cofnąć czas ... Ale nie taki komunikat chciałam wysłać światu, opisując nasze codzienne przygody. Taki był mój pomysł na bloga - że nie będzie słodkopierdząco i "sram bliźniaczą tęczą", na przekór tym wszystkim opowieściom o superaśnej i najlepszejszej macierzyńskiej utopii. 

Owszem, bywa trudno, bywa jeszcze trudniej, ale w dużej mierze, a często w większej mierze - jest super. Wbrew pozorom uwielbiam swoich synów i jestem ich największą fanką. Uważam, że są najpiękniejsi na świecie, najinteligentniejsi i przeuroczy (jak każda świrnięta matka:P). Patrzę na nich (w tych chwilach, gdy nie wyprowadzają mnie z równowagi) i mam straszną ochotę zaprzytulać ich z tej miłości na amen. Gdy coś im się dzieje złego, lub gdy w ich mniemaniu coś się dzieje złego, chciałabym ich schować w swoich ramionach przed wszystkim, przed wszystkimi i .... przed całym światem. Gdybym nie wierzyła, że tylko ludzie samodzielni i ciekawi świata mają szansę przetrwania w tej ludzkiej dżungli, przytulałabym ich całą dobę i nie wróciła do pracy. 

W pierwszym 3 miesiącach ich życia, miałam żal do losu, traktując naszą sytuację jako karę od Boga. Chyba było, aż tak zaskakująco ciężko uporać się z tym samej, z ojcem wiecznie wędrującym po Polsce za okrągłą i skórzaną piłką. Ale to już za nami i teraz myślę o moich synach w kategorii wielkiego szczęścia. Nie oddałabym ani jednego ani drugiego - ani mojego boba Ola ani jęczała Fifiego.

Gdy słyszę, czytam, że inne dzieci są chore, umierające lub krzywdzone - płaczę. Z żalu, z poczucia niesprawiedliwości, ale też ze szczęścia, że moje Pączki urodziły się o czasie, zdrowe, bezpieczne. I doceniam to wszystko co mamy - zdrowie, nasze 42 metry, na które ciągle narzekam, nawet nasze auto do którego ostatnio wchodzę bagażnikiem, nawet tę pracę na umowę zastępstwo (bo ją bardzo lubię). 

Mooooje Pączki. (zdjęcie z wakacji).



1 komentarz:

  1. Wiesz, że i ja czasem takie wrażenie odnosiłam?
    A Ty chłopaków masz fajnych, matką jesteś jeszcze fajniejszą, tylko więcej uśmiechów tu potrzeba. Bo wiesz, od szczerości do rzygania tęczą daleka droga. Życie czasem daje po dupie, ale tych lepszych momentów jest przecież nieporównywalnie więcej. :)

    OdpowiedzUsuń