Mam ostatnio taką refleksję mocno głęboko tam w środku, spowodowaną doniesieniami od znajomych, przyjaciół. Dużo do myślenia dało mi też grudniowe spotkanie w dawno nie widzianym damskim gronie. Dociera do mnie, że może troszkę za bardzo jest demonicznie na tym naszym blogu co? W sensie, iż te moje maluchy przedstawione są w taki demoniczny sposób, który z założenia miał być ironicznym, ale chyba za bardzo chyli się w stronę "żałujężeichmam" itp.?
Ludzie odnoszą wrażenie, że gdybym mogła cofnąć czas ... Ale nie taki komunikat chciałam wysłać światu, opisując nasze codzienne przygody. Taki był mój pomysł na bloga - że nie będzie słodkopierdząco i "sram bliźniaczą tęczą", na przekór tym wszystkim opowieściom o superaśnej i najlepszejszej macierzyńskiej utopii.
Owszem, bywa trudno, bywa jeszcze trudniej, ale w dużej mierze, a często w większej mierze - jest super. Wbrew pozorom uwielbiam swoich synów i jestem ich największą fanką. Uważam, że są najpiękniejsi na świecie, najinteligentniejsi i przeuroczy (jak każda świrnięta matka:P). Patrzę na nich (w tych chwilach, gdy nie wyprowadzają mnie z równowagi) i mam straszną ochotę zaprzytulać ich z tej miłości na amen. Gdy coś im się dzieje złego, lub gdy w ich mniemaniu coś się dzieje złego, chciałabym ich schować w swoich ramionach przed wszystkim, przed wszystkimi i .... przed całym światem. Gdybym nie wierzyła, że tylko ludzie samodzielni i ciekawi świata mają szansę przetrwania w tej ludzkiej dżungli, przytulałabym ich całą dobę i nie wróciła do pracy.
W pierwszym 3 miesiącach ich życia, miałam żal do losu, traktując naszą sytuację jako karę od Boga. Chyba było, aż tak zaskakująco ciężko uporać się z tym samej, z ojcem wiecznie wędrującym po Polsce za okrągłą i skórzaną piłką. Ale to już za nami i teraz myślę o moich synach w kategorii wielkiego szczęścia. Nie oddałabym ani jednego ani drugiego - ani mojego boba Ola ani jęczała Fifiego.
Gdy słyszę, czytam, że inne dzieci są chore, umierające lub krzywdzone - płaczę. Z żalu, z poczucia niesprawiedliwości, ale też ze szczęścia, że moje Pączki urodziły się o czasie, zdrowe, bezpieczne. I doceniam to wszystko co mamy - zdrowie, nasze 42 metry, na które ciągle narzekam, nawet nasze auto do którego ostatnio wchodzę bagażnikiem, nawet tę pracę na umowę zastępstwo (bo ją bardzo lubię).
Mooooje Pączki. (zdjęcie z wakacji).